Wyczekiwana od niemal dwóch dekad, wzniecająca od lat burzliwą dyskusję, łącząca Beskidy z Bałtykiem, Wiślana Trasa Rowerowa zaczęła kształtować się coraz wyraźniej. W Małopolsce jej przebieg wytyczają już nie tylko przydrożne szlakowskazy ale asfaltowe ścieżki biegnące wałami przeciwpowodziowymi na znacznym odcinku całego regionu. Czego zaś doświadczyć mieliśmy na oficjalnie otwartym w roku 2014 kujawsko-pomorskim odcinku szlaku?
WIŚLANA TRASA ROWEROWA – KILOMETRY I MIASTA
Biegnący po obu stronach Wisły, od krańca województwa mazowieckiego do granicy województwa pomorskiego, lewobrzeżny odcinek szlaku liczy 238 km, prawobrzeżny 212 km. Na lewym brzegu Wisły, pierwsze miejskie bramy Wiślanej Trasie Rowerowej otwiera Włocławek. Na prawym Dobrzyń n.Wisłą. Szlak biegnie dalej napotykając kolejne furty w murach miejskich z czerwonej cegły. Toruń, Bydgoszcz, Chełmno, Grudziądz. To tylko niektóre z grodzisk będących świadkami burzliwych dziejów doliny Wisły.
W czasach cesarstwa rzymskiego przebiegał tędy szlak bursztynowy. We wczesnym średniowieczu niejedną potyczką stoczyli z Polakami pogańskie Prusy. Licznie zachowane ruiny zamków przypominają, że w XIII w. Pojezierze Chełmińskie było siedzibą państwa krzyżackiego. Za średniowiecznymi murami miejskimi Torunia i Chełmna dumnie prezentują się gotyckie perły sakralnej kultury. Barokowe spichrze zauroczą w Grudziądzu, a śluzy na Brdzie i Kanale Bydgoskim są świadectwem wyjątkowych budowli hydrotechnicznych. Stare, mennonickie cmentarze przywołują ducha historii i świadczą o obecności w dolinie Wisły Olędrów – holenderskich osadników prześladowanych w zachodniej europie.
KOLEJ NA WIŚLANĄ TRASĘ ROWEROWĄ. PRZYGODA CZEKA
Przygoda z Wiślaną Trasą Rowerową zaczęła się w czerwcu 2017 roku. Wodziła nas Przygoda za nos od pierwszych kilometrów, które do Torunia, pokonaliśmy koleją. Bawiła się w chowanego, szturchała i zaczepiała jak w ciuciubabce krzycząc łap nas! A my na oślep wsłuchiwaliśmy się w jej dobiegający niewyraźny głos i chichot, próbując ją złapać.
Żeby śledzić od początku naszą Przygodą z Wiślaną Trasą Rowerową należy zrobić to po kolei… Czyli zajrzeć do prologu, w którym rzecz o tym, jak przyszła kolej na wiślaną przygodę 😉
Siedzę w przedziale rowerowym trzeciego tego dnia pociągu…
Przygoda odsłania nowe karty. Granatowa chmura złowieszczy i już za kilka minut o szyby dzwoni deszcz. Przygoda chce wzbudzić niepokój. Ja w myślach przywołuję słońce, by nie pogrążyć emocji w pochmurnej aurze.
Następna stacja Toruń Główny – rozbrzmiewa przez głośnik, a zza chmur wyłania się słońce!
Wysiadamy.
Zapach torów kolejowych miesza się z zapachem wilgotnego powietrza. Przygodo prowadź!
WIŚLANA TRASA ROWEROWA. KUJAWSKO-POMORSKIE
TORUŃ
Mokre ulice i wilgotne powietrze mieszają się z ciepłymi promieniami słońca. Nagrzana ziemia odparowuje wodę, a srebrzysty woal pary unosi się pośród parkowych drzew. Bez mapy, bez przewodnika, jedynie za plecami mknącej przed nami Przygody trafiamy na widokowy taras, z którego rozpościera się panorama toruńskiego Średniowiecznego Zespołu Miejskiego. Bazarowa Kępa jest unikatową atrakcją, rezerwatem leśnym z platformą widokową na najpiękniejszą panoramę miasta.
Na przeciwległy brzeg Wisły przeprowadza na most Piłsudskiego. Teraz już tylko niespieszny, kilkugodzinny spacer po uliczkach Starego Miasta, parę fotografii z wieży Staromiejskiego Ratusza i obowiązkowy zakup toruńskich pierników dla rowerowych przyjaciół. Dalej już na kołach przemierzać będziemy śladem Wiślanej Trasy Rowerowej.
Kiedy kolejnego dnia jesteśmy już gotowi opuścić miasto, nieco trudu wkładamy w odnalezienie szlaku. Po raz pierwszy podczas rowerowych wojaży nie mamy papierowej mapy, a wspomagamy się jedynie dedykowaną dla części województwa kujawsko-pomorskiego aplikacją Wiślanej Trasy Rowerowej. Apka jest o tyle przyzwoita, że zawiera nie tylko mapę trasy ale także opisy najważniejszych atrakcji turystycznych i przyrodniczych oraz nawigację głosową.
Gdy już odnajdujemy ślad, telefon ląduje głęboko w kieszeni. Oznakowanie szlaku prowadzi nas sprawnie i na całym odcinku przejechanej przez województwo kujawsko-pomorskie trasy, posiłkujemy się aplikacją może dwa, najwyżej trzy razy.
WIŚLANA TRASA ROWEROWA POZA MIASTEM
Wygodny, szutrowy dukt poprowadzony przez Park Bydgoski bez problemu wyprowadza nas do asfaltowej ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż drogi krajowej. Poza wygodą z jazdy, nie ma na tym odcinku nic szczególnego dla oka. Szybko jednak szlak przenosi nas na boczne trakty pośród pól, lasów i niewielkich miejscowości. Tu już łatwiej złączyć się z przyrodą i unosić myśli na wietrze, który tego dnia skutecznie wyhamowuje naszą prędkość.
Co kilkanaście kilometrów pod oponą zmienia się nawierzchnia. Szuter, asfalt, szuter. Zdarza się i odrobina piachu, ale to znikoma niedogodność, jak na cały dzień tułaczki. Po drodze naszej uwadze nie uchodzi toruńskie Sanktuarium NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji i stary cmentarz mennonicko-luterański niedaleko Górska. I o ile w tym pierwszym stanowcze NIE dla rowerów głosi tablica na bramie i pojawiający się nagle ochroniarz, o tyle w drugim nikt nie ma żalu i pretensji o niespieszny spacer pomiędzy pozostałościami kamiennych tumb i zadumą nad postacią przymocowanego do drzewa bolesnego Chrystusa. Może dlatego, że więcej tu zielonej trawy niż betonu, świecideł i złoceń?
Zielony krajobraz towarzyszy nam pierwszego dnia nieustannie. I choć koryto Wisły pozostało gdzieś w oddali, to nadwiślański pejzaż nie pozwala o niej zapomnieć. Oznakowanie szlaku też ciągle, choć nienachalnie przypomina, że jesteśmy na Wiślanej Trasie Rowerowej.
Przemierzamy przez polne drogi, wygodne asfaltowe nawierzchnie i leśne dukty w niczym nie zakłóconym spokoju. No może jedynie wiatr nie ułatwia nam jazdy i swoją prędkością znacznie nas spowalnia. 10 km/h w porywach do 15 km/h to nie jest prędkość, przy której uciekają kilometry. Oczywiście to liczby naszej prędkości, bo wiatr osiąga zapewne 3x tyle. Śwista i gwizda skutecznie zagłuszając nasz dialog:
Ł: Jak nie wieje to się nawet dobrze jedzie.
Ja: A są momenty, w których nie wieje???
Ł: Właściwie, to nie!
Tośmy se pogadali 😛
BYDGOSZCZ
Przekraczamy Wisłę i kłaniamy się Bydgoszczy. Ta pierwsza wizyta w tym mieście przekreśla w ciągu kilku minut nasze o nim wyobrażenie. Już na opłotkach gubimy się w labiryntach osiedlowych uliczek. Całkowicie zdezorientowani kluczymy, błądzimy uzmysławiając sobie, że Bydgoszcz to nie jakaś tam prowincjonalna mieścina, a kawał wielkiej aglomeracji. Zanim dotrzemy do centrum miasta kluczymy zagubieni, a potem długimi kilometrami ciągniemy do Starego Rynku.
Czekający na nas w Bydgoszczy Pimpek nie mógł się już doczekać. Dystans, jaki pokonaliśmy z Torunia nijak się miał do czasu, jaki upłynął od godziny startu. Nasze ślamazarne tempo przekreśliło nasze plany. Mimo to udało się liznąć co nieco z uroku Starego Rynku i przyjemności jazdy ścieżkami wzdłuż Brdy.
Miasto zaskoczyło nas swoją urodą. Zrodziła się pokusa, by to właśnie w Bydgoszczy poszukać noclegu, a wieczorem powłóczyć się pośród okazałych kamienic Śródmieścia, czy też zabytków Starego Miasta. Mając jednak w głowie nasze zamiary, zapada decyzja, że jedziemy dalej.
Wracamy więc na prawy brzeg Wisły i przy schodzącym coraz niżej słońcu kierujemy się na północ.
W Ostromecku naszej uwadze nie uchodzi pałac, w którego murach ponoć znajduje się Kolekcja Zabytkowych Fortepianów. Potem już tylko przyroda wdziera się przez wszystkie zmysły. Falujące na wietrze zielone trawy, łany złocistych zbóż, usiane czerwonymi makami pobocza opasane wstęgą królowej polskich rzek.
Przygoda! Dawkuje nam wrażeń. Prowadzi przez wsie i wioski, pośród pól i lasów, by w końcu dać nam coś więcej. Odrobinę strachu, niepewności i podniecenia. Zatrzymuje nas wiatrem i manipuluje głodem, by w końcu zastał nas zmierzch z dala od cywilizacji. Niby daje nam wybór ale sama decyduje puszczając zalotne oko, że tej nocy ma być inaczej. Bez wygód i ciepłego łóżka. Za to z pochmurnym i deszczowym niebem, hulającym wiatrem, melodią rzeki i biegającymi sarnami niemal na wyciągnięcie ręki.
I kto by pomyślał, że jesteśmy na drodze wojewódzkiej nr 248. Tej, z której przeprawę wojsk Wermachtu na wschodni brzeg Wisły w 1939 roku obserwował przybyły na miejsce sam Adolf Hitler. Łącząca dwa brzegi Wisły droga, która nigdy nie miała mostu, została przygotowana i utrzymywana w dobrym stanie ze względów strategicznych dla przeprawy promowej lub pontonowej.
Tego dnia nie przeprawimy się na drugi brzeg, a przy zachodzącym słońcu podziwiamy panoramę doliny Wisły z wieży widokowej, która najbliższej nocy dała nam schronienie.
CHEŁMNO
Świst nocnego wiatru jeszcze pobrzmiewa w uszach, a mózg przetwarza już nowe dźwięki dolatujące z zewnątrz. To deszcz delikatnie stuka w drewnianą konstrukcję. Przygoda chce wzbudzić niepokój i okryć chłodnym i wilgotnym powietrzem nasze ciała. Rzucamy jej rękawicę gotowi do boju, bo w sakwach są ciepłe ubrania. I mimo zadziornych pierwszych minut walki, ostatecznie Przygoda pasuje. Odpuszcza swą zawziętość i przynosi nam słońce!
Nawigowani oznakowaniem szlaku niemal zgubilibyśmy najlepsze. Wjechaliśmy do Chełmna tłukąc się po brukowanej ulicy gdzieś w dole miasteczka, kiedy to z całą swoją krasą czekało na górze. Zadzierana ciągle do góry głowa wywietrzyła jednak, że tam na wysokościach musi być coś godnego wysiłku pchania rowerów i natarcia. Nie wiemy jednak co, bo skrzętnie ukrywa to długi obwód murów miejskich.
CHEŁMNO. MIASTO MIŁOŚCI I ZAKOCHANYCH
Odkrywamy szybko tajemnicę i już wiemy, że Chełmno jest wyjątkowe. Jest w nim jakaś magia, która przyciąga. Taka co sprawia, że chcesz się zatrzymać tu jak najdłużej, odsuwając coraz dalej w przyszłość czas odjazdu. Odsuwamy więc wyjazd na później delektując się ciastem rabarbarowym w maleńkiej cukierni na starówce. Przez witrynę obserwujemy uśmiechnięte twarze i dostrzegamy radosną codzienność. Ludzie rozmawiają, pozdrawiają się nawzajem, omawiają interesy przy filiżance kawy, idą do pracy, kupują warzywa na pobliskim straganie nie tracąc w tym wszystkim radosnego uśmiechu. Tej pozytywnej energii, która udziela się drugiemu człowiekowi, aż chce mu się skakać z radości.
W podskokach więc pędzimy na wieżę kościelną, by popatrzeć na Chełmno z góry. Obserwując tak sobie bacznie to wszystko, nie wiemy jeszcze, że Chełmno zwą Miastem Zakochanych. Dopiero za chwilę poznamy „ławeczki dla zakochanych”. Dopiero za kilka minut będę pozdrawiać na żywo rodzinkę z ulokowanej przed Urzędem Miasta jednej z nich. Dopiero za parę miesięcy dowiem się, że miłość przeszła mi koło nosa, bo nie poczęstowałam żadnego męskiego osobnika bułeczką z lubczykiem 😛 Dopiero po kilku miesiącach wyjdzie na jaw, że w Chełmnie złożone są relikwia Świętego Walentego, stąd kult tego świętego. Dopiero… A już teraz, nie mając o tym wszystkim pojęcia poczuliśmy wyraźnie, pośród średniowiecznej zabudowy, ukrytą w murach gotyckich kościołów, unoszącą się nad wzgórzami Wysoczyzny Chełmińskiej atmosferę miłości, romantyzmu i pogodnego ducha.
GRUDZIĄDZ. JEDNO MIASTO WIELE BARW SZCZĘŚCIA
Nie opuściła nas jeszcze euforia po wizycie w Chełmnie, a Grudziądz już z zazdrości stroił się dla nas w barwne szaty. Zabudowa z czerwonej cegły dumnie wznosi się nad Wisłą płatając naszej wyobraźni figle. Złudzenie optyczne lokuje miasto to na lewym, to na prawym brzegu rzeki i rodzi pytanie, czy oby na pewno widziane z oddali mury miejskie to grudziądzka zabudowa.
Wiślana Trasa Rowerowa prowadzi nas przez wsie, wioski i małe miejscowości, aż w końcu wprowadza na wały przybliżając do samej Wisły. Słońce grzeje coraz mocniej, delikatny wiatr muska twarze i tylko niewygodne płyty zniekształcają obraz tej sielanki. Potem jeszcze piaszczyste ścieżki w parku powodują wzrost ciśnienia i cisną się na usta niecenzuralne słowa, a potem już magia. Bajka, kwintesencja rowerowych podróży. Patrzymy z wysokiej skarpy na Wisłę, najdłuższy most drogowo-kolejowy i oddalone na północ zabytkowe mury miejskie i spichrza. W takich okolicznościach gotujemy polowy obiad, by potem zachwycić się jeszcze wszystkim tym, co ma w sobie Stare Miasto.
Ostatni raz na Grudziądz patrzymy z wieży widokowej, a potem opuszczamy miasto. Wygodna ścieżka rowerowa trawersuje wysoką skarpę fundując niezapomniane widoki. Jeszcze tylko zielony park i znów wracamy na lokalne ulice i drogi pośród zielonych pól. I nawet te niewygodne, dziurawe betonowe płyty nie są w stanie popsuć wyjątkowe smaku tego dnia podróży.
WIŚLANA TRASA ROWEROWA W KUJAWSKO-POMORSKIM. CEGLASTA MIŁOŚĆ W ZIELONYM KRAJOBRAZIE.
Zaledwie dwa dni rowerowej tułaczki przez województwo kujawsko-pomorskie wystarczyły, by chcieć wracać w te rejony. Prawy brzeg Wisły zafundował nam wszystko to, co powinno znaleźć się w podróży. Magia i piękno przyrody, dostojność i zapach historii w zabytkach, współczesna codzienność życia w miastach pełnych pradziejów.
A wszystko to ukraszone zielonym krajobrazem, pośród którego szerokim pasem wzdłuż Wisły migruje wiele gatunków zwierząt. Wesoły trel i szczebiot nie pozwala zapomnieć, że tereny nadwiślańskie to obszary specjalnej ochrony ptaków. Na łąkach, polach i w lasach spotkać możemy liczne gatunki chronionych płazów i gadów. Przemierzając śladem Wiślanej Trasy Rowerowej, dostrzeżemy liczne rezerwaty przyrody chroniące lasy łęgowe i grądy. Wyjątkowy świat roślin prezentują również pomnikowe drzewa a spostrzegawczym nie umkną skryte pod ogromnymi głazami, niewielkie jaskinie. Zachwytu nad krajobrazem dodadzą strome zbocza koryta rzeki poprzecinane głębokimi jarami. Na przeciwpowodziowych wałach zatrzyma nas zaś na chwilę widok na porośnięte wierzbami starorzecza. Nie rzadko też wzrok przyciągnie szlachetność i dostojność zwierząt.
I CO DALEJ?
Lewy brzeg Wisły pozostał nieodkryty. Ale Przygoda prowadzić nas będzie dalej. Tyle, że już przez województwo pomorskie i Żuławy.
CDN.
Wiecznej Przygody!
Basia.
Bardzo fajnie się czytało! Szczególnie w taki ponury listopadowy dzień, jak dziś. No i aż chce się wrócić na szlak Wiślanej Trasy Rowerowej, której już w tym roku posmakowaliśmy. 😉
Chyba nawe smakowaliście w podobnym czasie. Tyle, że Wy na lewym, my na prawym brzegu 🙂 Widzę, że chęć powrotu dopadła wszystkich tak samo. Czyli wracamy, bo warto! Zmienimy tylko brzeg 😉
No wreszcie zasiadłem! Znaczy nie na tronie (ktokolwiek cokolwiek rozumie pod tym pojęciem), ale przed komputerem (obydwaj synowie na harcerskim trepcoku w górach i nikt mi dostępu nie blokuje), bo na tablecie mi się twój materiał nie wyświetlał (ale to już też wiem czemu).
Zatem zasiadłem i dałem się porwać przygodzie, w sumie to nawet fajnie tak sobie przygodę przeżywać, w foteliku, z kawusią, gdy „wmordę wind” nie blokuje wydechu, kolana nie trzeszczą, dłonie nie gniota się na kierownicy i ogólnie jest spora doza komfortu…
Tylko jak Ci to skomentować? Sam nie wiem.
Idę na rower, przestało dmuchać śniegiem.
ps.
Świetnie się czytało
i nadal mi mało
Z kawusią zawsze miło ? A i na rower nie ma nieodpowiedniej pogody. Czasem tylko trudno opuścić strefę komfortu. No ale przecież na rowerze wchodzimy e strefę komfortu psychicznego ?