Moja rowerowa pętla bieszczadzka powstała dziełem przypadku. Zauroczeni spokojem i ciszą leśnych bieszczadzkich traktów podczas rowerowego spaceru doliną Sanu, przyszedł czas na wycieczkę nie mniej wymagającą ale na pewno bardziej dostępną.
MAPA TRASY
Mała rowerowa pętla bieszczadzka
Moja mała rowerowa pętla bieszczadzka to 40 kilometrowy odcinek asfaltowy, który w części pokrywa się z tak ochoczo wybieraną przez zmotoryzowanych i rowerzystów dużą pętlą bieszczadzką.
Nie każdy jednak gotów pokonać rowerem ponad 140 kilometrów dużej pętli. Dlatego podaję tu alternatywę dla tych, którzy chcieliby w Bieszczadach spędzić kilka aktywnych godzin na rowerze bez konieczności poświęcania całego dnia na dwa kółka czy wyżyłowania się ponad miarę swoich możliwości.
I między innymi możliwości kompanów tej wycieczki przełożyły się na to, że powstała moja mała rowerowa pętla bieszczadzka.
Dwernik. Początek i koniec
Ruszamy z Dwernika, gdzie stacjonujemy od kilku dni. Nasz pobyt w Bieszczadach przeplatają rowerowe wyjazdy i górskie wędrówki. To taka aklimatyzacja przed wakacyjnym wyjazdem do Szwajcarii.
Mała rowerowa pętla bieszczadzka to w 100% drogi asfaltowe. Spokojnie możesz się zatem wybrać na chudej szosówce, rowerze trekkingowym czy crossowym.
Droga z Dwernika do Nasicznego i dalej do Brzegów Górnych (Berehów) wyczuwalnie ale dość delikatnie pnie się w górę. Płycizna potoku Dwernik kusi, by w skwarze słońca przeprawić się z brzegu na brzeg. Mimo nieznacznej głębokości, nie tak łatwo o utrzymanie równowagi.
Po kilku kilometrach tablice oznajmiają nam, że wjeżdżamy na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Nie musimy długo czekać na spotkanie z charakterystycznym dla tego regionu przedstawicielem fauny. Salamandra plamista wygrzewa się na płycie gorącego asfaltu. I choć ruch tego dnia jest znikomy, to jednak z płaza uchodzi życie.
Mała pętla na dużej pętli bieszczadzkiej
Po dotarciu do Brzegów Górnych włączamy się na ciąg drogi wojewódzkiej 897 stanowiącej odcinek dużej pętli bieszczadzkiej.
Z tego miejsca droga nabiera wyraźniejszego kąta nachylenia i unosi się w górę na odcinku ok. 3 km aż do osiągnięcia najwyższego pułapu – Przełęczy Wyżniańskiej.
I nadszedł moment na odpoczynek. Można nie pedałować przez kolejnych 6 km. Zalecane używanie hamulca z wyczuciem (*bez zbędnego heblowania).
Na rozpędzie. Przemyk przez Ustrzyki Górne
No i wita nas tablica z napisem Ustrzyki Górne! To chyba mój pierwszy zjazd rowerem w tym kierunku. Dobre to było! Tak się rozpędziłam, że przez Ustrzyki przemknęłam nie zważając nawet na zapachy najlepszego w Bieszczadach jadła w schronisku Kremenaros.
Pognałam przed siebie nie zważając na innych. Wstąpił we mnie diabeł albo anioł dodał mi skrzydeł (nie redbull). Poniosło mnie. Sumarycznie już tylko w dół ale oczywiście z akcentami delikatnych zmarszczek.
Na rozpędzie z jakąś dziką dawką energii, drogą wojewódzką nr 896 przez Bereżki, Widełki, Pszczeliny i Stuposiany aż po Procisne i Smolnik pognałam zostawiając daleko za sobą towarzyszy. Zatrzymałam się dopiero na skrzyżowaniu dróg w okolicach ujścia potoku Smolniczek do Sanu. Ceniących sobie piękno architektury drewnianej i miejsca sakralne polecam zajrzeć do zabytkowej cerkwi św. Michała Archanioła w Smolniku.
Urocza kładka. Nad Sanem ale donikąd
Naszej uwadze nie umknęła kładka nad Sanem. Zasłyszane, że prowadzi ona donikąd postanowiliśmy to sprawdzić.
Po zjechaniu z drogi wojewódzkiej (i tym samym z odcinka dużej pętli bieszczadzkiej) jedziemy na kładkę nad Sanem w Dwerniczku.
Żeby do kładki dotrzeć należy po ok. 500 m od skrzyżowania dróg zjechać na drogą gruntową (to jedyny gruntowy odcinek na trasie naszej wycieczki), która doprowadzi wprost na nią.
Faktycznie kładka wygląda, jakby prowadziła donikąd. Chociaż… jakby się bliżej przyjrzeć pozostawionym na jej skraju śmieciom, może to właśnie droga do bram raju i ekstazy 😀
A szukając informacji o tym miejscu można dowiedzieć się, że most powstał w czasach harcerskich akcji zagospodarowania Bieszczadów (lata 70. i 80. XX w.). San zaś na tym odcinku wyznaczał granicę polsko-sowiecką.
Ostatnie kilometry naszej marszruty zdają się być odbiciem biegu Sanu, wzdłuż którego wiedzie nas nasza droga.
Koniec wycieczki.
Nie trzeba rzucać wszystkiego, by wyjechać w Bieszczady. Wszystko jednak warte jest porzucenia, aby móc się wybrać na rower w Bieszczady!
Wiatru w plecy!
Basia.
No Comments