Kręcimy po szynach czyli Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe

Kiedy wróciliśmy z naszej wyprawy Wschodnim Szlakiem Rowerowym Green Velo, na której spędziliśmy niespełna dwa tygodnie eksplorując województwo warmińsko-mazurskie, podlaskie i lubelskie, w zapasie zostało nam jeszcze kilka dni urlopu. Postanowiliśmy nie marnować tych ostatnich wolnych dni na po wyprawowe pranie, sprzątanie, rozpakowywanie, układanie, a na dalszą przygodę w zakątkach naszego pięknego kraju.
Tym razem rowery zostały w domu na zasłużony odpoczynek. Zresztą rower Luka już ledwo zipiał za sprawą całkowicie zdezelowanej piasty. Nasze cztery litery też potrzebowały krótkiej przerwy od rowerowego siodełka. Po powrocie opróżniliśmy nasze tobołki.  Część garderobiana wylądowała w koszu na pranie, zaś część innego uposażenia typu survivalowy niezbędnik, scyzoryk  macgyvera , piersiówka z nowo napełnioną zawartością, zmieniły jedynie rodzaj podróżnego bagażu. Spędziliśmy w domu jakieś 24 godziny, by wieczoru następnego ruszyć nad Solinę.

Jak to jest szukać noclegu jadąc na nocleg
Aura co prawda zapowiadała się nieco chłodniejsza niż podczas naszych ostatnich wyprawowych dni, ale w sam raz na ostatni czas letniego odpoczynku. Wyjechaliśmy wieczorem. Nasz wybór padł na Polańczyk, ale to dopiero w drodze do celu rozpoczęliśmy poszukiwania noclegu. Za Rzeszowem pogoda zmieniła się o 100%. Wietrzysko wzmagało swoją siłę, o czym świadczyły bujające się na wszystkie strony korony drzew, pioruny biły gdzieś w oddali, ale to właśnie tam zmierzaliśmy. Na szybach wycieraczki skrzypiały w miarowym rytmie. Padało. Jazda w taką pogodę nie należy do łatwych i przyjemnych w dodatku, gdy na dworze już dobrze po zmierzchu i kręte górskie drogi przed nami. A tu jeszcze szukaj noclegu.  Wiadomo, jak burza to i sieci gsm często brak. Jak sieci brak, to próżno liczyć na internet. Poza tym należę do osób, które podczas burzy trzymają się z dala od telefonu, który w takich okolicznościach jest zwykle wyłączony. Ale teraz nie ma rady, trzeba próbować szukać łącza przy każdej nadarzającej się okazji i dzwonić.  Dzwonimy pod każdy znaleziony w sieci adres i po raz enty  słyszymy tą samą odpowiedź „od niedzieli / po niedzieli „. Jest czwartek, a w niedzielę to my chcemy być już w domu! W sumie to można było się spodziewać takiego obrotu sprawy. Jest niemal środek lipca. Szczyt wakacyjnego sezonu.Wizja spania w aucie nie napawa nas radością.  W końcu się udało. Po kilkudziesięciu wykonanych telefonach znaleźliśmy nocleg!

Jak z roweru przesiedliśmy się na drezyny rowerowe
Na niedługo przed północą dotarliśmy na miejsce. Pokój nie był może wymarzony, ale nie śmieliśmy narzekać. Najważniejsze, że na głowę nie kapało, a i łóżko było całkiem wygodne. Poranek przywitał nas bez deszczu, ale temperatura nie rozpieszczała. Przyzwyczajeni w ostatnich dniach do wskazań termometrów > 36 stopni C, spadek o kilkanaście kresek w dół wywołał we mnie dreszcze. I nie był to dreszcz emocji. Pływania nie będzie. Ani na kajaku, ani na rowerku wodnym. Może to i lepiej, bo najlepiej czuję się jednak mając grunt pod nogami, czy też oponami 🙂
Robiąc poranne zakupy zaczerpnęliśmy języka w miejscowej piekarni, co by tu można poza bezwiednym łazikowaniem po deptakach Polańczyka, parku uzdrowiskowego i zapory na Jeziorze Solińskim. I wtedy usłyszeliśmy o nowej atrakcji – Bieszczadzkich Drezynach Rowerowych. Nie wiem co to drezyny, ale 'bieszczadzkie’ w połączeniu z 'rowerowe’ mogło oznaczać jedno – coś wartego doświadczenia 🙂

Co to jest Drezyna?
Drezyna
– pomocniczy pojazd kolejowy z napędem mechanicznym ręcznym lub spalinowym, służący do nadzoru stanu linii kolejowych, a także do diagnostyki lub przewozu pracowników i materiałów w celu utrzymywania nawierzchni linii kolejowej (źródło: https://pl.wikipedia.org)

No dobra, może prościej? Nie traktujcie tego jako źródła wiedzy użytecznej o charakterze naukowym 😉 Ogólnie rzecz ujmując, to pojazd (platforma) poruszający się po torach, można by chyba powiedzieć, że pojazd szynowy. Nie mylić z wagonem, gdyż ten pozbawiony jest napędu. Drezyna w ruch wprawiana jest siłą własnych mięśni, najczęściej rąk albo poprzez silnik.

drezyna ręczna źródło: http://kolejrogowska.pl

drezyna motorowa

drezyna motorowa źródło: http://kolejrogowska.pl

Drezyny stają się coraz bardziej popularne, jako atrakcja turystyczna. Na nieczynnych liniach kolejowych, przebiegających zwykle przez urokliwe tereny, widok drezyn różnej maści – większych i mniejszych, kilku i kilkunastoosobowych, napędzanych siłą własnych mięśni lub motorem, jest coraz częstszy.
W Polsce, w ramach turystyki, prowadzonych jest kilka(naście) kolejek drezynowych. Są to przede wszystkim drezyny ręczne, rowerowe, motorowe oraz wagoniki doczepne. Bazę drezyn w Polsce znajdziecie tutaj. Ja Wam przybliżę linię, którą miałam okazję pedałować w Bieszczadach.

Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe
Uherce Mineralne. Tutaj znajduje się baza największej dzisiaj w Polsce turystycznej wypożyczalni drezyn rowerowych. Trasa o długości 47 km od Zagórza do Krościenka ze stacją kolejową w Uhercach, działa od maja 2015 roku. Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe biegną po linii 108, łączącej stację Stróże ze stacją Krościenko i z przejściem granicznym w tej miejscowości. Linię zbudowano w 1872 r. z polecenia władz Cesarstwa Austiackiego. Łączyła ona Pierwszą Węgiersko-Galicyjską Kolej Żelazną z linią kolejową nr 96.

A jak wyglądają bieszczadzkie drezyny rowerowe?
Bardzo sympatycznie, estetycznie, solidnie i wygodnie. Ciepłe pomarańczowo-stalowe kolory platformy zachęcają do tego, by na nią wskoczyć, zająć któreś z dwóch miejsc do pedałowania (jak na rowerze 🙂 ) lub rozsiąść się wygodnie na dwuosobowej (lub trzy, gdy dupki małe) ławeczce. Nie musicie się nawet martwić o swój podręczny bagaż (plecak czy torebkę). Z myślą o naszej wygodzie drezyna wyposażona jest w kosze bagażowe, gdzie rzucić możemy nasz ekwipunek, zamiast trzymać go na kolanach.

I tak zaczynamy pierwszą w swoim życiu jazdę na rowerze po szynach.  Gwizdek kierownika składu zwiastujący gotowość odjazdu i ruszamy.
Aby wprawić w ruch nasze cztery koła musimy użyć mięśni własnych nóg. To przecież drezyna rowerowa. Ma siodełko, pedały, dwie zębatki i łańcuch. Naciskamy i jedziemy! A podczas tej jazdy możemy podziwiać bieszczadzkie pejzaże. Strumyki w dole, nad nimi mosty, zielone wzgórza.
W pierwszej drezynie zasiada kierownik składu, który ma czuwać nad bezpieczeństwem podróżujących.  To on nadaje sygnały, których podróżni zobowiązani są przestrzegać. Trasę przecinają drogi asfaltowe, na których normalnie odbywa się ruch, więc trzy krótkie komendy  stój/hamuj/dalej są niezbędne do zapamiętania. Drezyny zachowywać powinny od siebie kilkumetrowy odstęp. My trafiamy na grupę harcerzy, którzy w sielankowym nastroju nie zawsze stosują się do zasad.

W pewnym momencie z łomotem dostajemy dzwona z tyłu. Nie jest to przyjemne. Jak przy stłuczce ciało leci pozbawione kontroli ze wzmożoną siłą.  Na szczęście nie kończy się niczym poważnym, a jedynie obtłuczeniem kolana.
Trasa jest zróżnicowana. Czasami trzeba dość solidnie nagniatać, by nie odstawać od reszty albo nie blokować jadących z tyłu. Podobnie, jak kiedyś pociągi, zatrzymujemy się na krótką chwilę na stacji Olszanica. Stary budynek kolei wkomponowuje się  w swojski krajobraz.

Potem ruszmy dalej i już tylko przy przecięciu się toru z drogami przestajemy na chwilę pedałować, gdzie kierownik składu zsiada ze swojego wagonika i czuwa nad naszym bezpiecznym przejazdem. Na końcu trasy drezyny zawracane są z powrotem, także siłą własnych mięśni, tyle że rąk.  W drodze powrotnej tam, gdzie wcześniej mozolnie pięliśmy się w górę, teraz lekko i sprawnie zjeżdżamy w dół. Jak to zwykle bywa, droga wstecz ucieka nam szybciej. Nim się obejrzymy, jesteśmy na stacji Uherce, gdzie rozlega się gwizdek, obwieszczający koniec biegu przejażdżki drezynowym składem relacji  Uherce Mineralne – Stefkowa.

Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe posiadają dwie stacje odjazdowe. Stacja Główna w Uhercach Mineralnych znajduje się w miejscu dawnej stacji PKP znajdującej się przy drodze krajowej nr 84 na rozwidleniu tras drogowych wielkiej obwodnicy bieszczadzkiej biegnącej w stronę Ustrzyk Dolnych i drogi prowadzącej w kierunku Jeziora Solińskiego do Soliny i Polańczyka.
Ze stacji w Uhercach Mineralnych turyści mają możliwość wyboru przejażdżki (zgodnie z obowiązującym rozkładem jazdy) w dwóch kierunkach: Ustrzyk Dolnych bądź Zagórza.
Druga stacja odjazdowa mieści się w Ustrzykach Dolnych. Odjazdy odbywają się z dawnej stacji PKP znajdującej się przy dworcu PKS.
O czasie i kasie
Czas, jaki musimy zarezerwować na przygodę z Bieszczadzkim Drezynami to 1,5 do 2,5 godz. w zależności od wybranej trasy. Jeśli chodzi o koszta, to przyjemność ta nie należy do najtańszych. A zatem ile?
Cena za przejazd drezyną jest dokładnie taka sama, jak numer linii kolejowej, na odcinku której bieszczadzkie drezyny kursują, czyli 108 zł za cztery osoby dorosłe + ew. dziecko. O ile wybieramy się na przejażdżkę z paczką przyjaciół i robimy zrzutę na drezynę, nie stanowić to będzie wielkiego wydatku. Jeśli jednak jesteśmy czteroosobową rodziną, to już zakup biletu szarpnie nieco naszą rodzinną kieszeń. Zapewniam, że nie będą to jednak pieniądze wyrzucone w błoto. Przecież nie codziennie możemy zasuwać po szynach z bieszczadzkim klimatem w tle 🙂
Zanim wskoczycie na właściwy tor, wszelkich niezbędnych informacji o Bieszczadzkich Drezynach Rowerowych, możecie szukać tutaj.
Gwizdek! Odjazd!
Miłego kręcenia po torze 🙂
Basia

No Comments

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)