Przełom Dunajca po słowacku i cyklocesta przez Lesnické sedlo

Przełom Dunajca i Pieniny mają w sobie to coś, co sprawia, że chce się tu bywać. Choć właściwszym określeniem jest raczej 'być’ aniżeli 'bywać. Bo jeśli już nasze ścieżki życia nas tu powiodą, to chłonie się magię tego miejsca wszystkimi zmysłami. Podziwiamy górskie krajobrazy, czujemy zapach lasu, wsłuchujemy się w szum drzew, Dunajca i górskich potoków. Smakujemy pstrągi zasiedlające ich wody i leśne dary natury. Panująca w Pieninach aura sprawia, że sprawy codzienne zostawiamy za sobą, tak jakby nie miały prawa wstępu poza ich granice.  W Pienińskim Parku Narodowym zostawiamy zaś tylko siebie, by być tu i teraz.  I jeśli już raz tu zawitaliśmy, to na pewno jeszcze wrócimy.

Powrót na Drogę Pienińską
My wróciliśmy. Tej jesieni. Słoneczne dni pierwszej połowy listopada wykorzystaliśmy w najlepszy dla na sposób – rowerowo. Co prawda nie była to kilkudniowa wycieczka na dwóch kółkach, ale krótkie kilkugodzinne kręcenie to tu, to tam – gdzie właśnie mieliśmy okazję bywać. A wracając z Białki Tatrzańskiej nie mogliśmy ominąć szeroki łukiem Szczawnicy, Dunajca i Drogi Pienińskiej , w których się zakochałam ubiegłej jesieni. To też wylądowaliśmy w Szczawnicy, by pozostawić na parkingu swoje auto i przesiąść się na rower i ruszyliśmy na słowacką cyklocestę Przełomem Dunajca.

Droga Pienińska. Szlak pieszo-rowerowy od Szczawnicy do Czerwonego Klasztoru.

Cyklocesta (cyklotrasa, cyklomagistrala) to trasa rowerowa u naszych słowackich sąsiadów. Na Słowacji szlaki rowerowe oznaczone są literą „C” w odpowiednim kolorze na tle białego kwadratu. 

„C” jednolity system oznaczenia szlaków rowerowych na Słowacji.

Na tabliczkach kierunkowych dodatkowo pojawia się symbol rowerzysty, a odległości podawane są w kilometrach. Kolor zależny jest od tego, jakiej rangi jest to trasa. Kolor czerwony  wskazuje, że jesteśmy na głównej trasie rowerowej tzw. cyklomgistrali. Kolorem niebieskim oznaczone są dłuższe odnogi cyklomagistral, zaś zielonym krótsze. Krótkie odcinki łącznikowe oznaczone są kolorem żółtym

Zanim jednak dotrzemy ze Szczawnicy na zieloną cyklocestę naszych słowackich sąsiadów wiodącą Przełomem Dunajca, pokonujemy krótki odcinek szlaku biegnący po stronie polskiej. Jak już pewnie większość z Was wie, słowacka trasa rowerowa płynnie łączy się z polskim odcinkiem. Ale to u naszych słowiańskich braci przebiega znaczna jego część, choć budowę traktu finansowano w całości ze środków polskich, gdy ziemie te były jeszcze węgierskie. Słowacja nie jest póki co przeze mnie odkryta, ale ponoć może się poszczycić całkiem przyzwoitym łączeniem tras rowerowych z trasami krajów sąsiadujących w ramach euroregionów lub innej współpracy przygranicznej. Takie rozwiązania w dobie otwartych granic, to miód na serce dla rowerowych turystów.

Rowerowe Slovensko
Pogoda nam sprzyja. Słońce radośnie spowija blaskiem przebarwione liście drzew. Betonowy parking, gdzie latem trudno o wolne miejsce, dzisiaj wita nas pustką. Słońce ciepło muska nasze twarze i jest całkiem ciepło. Mimo to na głowie ląduje chusta, na rękach rękawice a w sakwie ciepła bluza. W końcu to listopad, a za chwilę słońce będzie bawić się z nami w chowanego podczas przemierzania Drogi Pienińskiej wzdłuż zakosów i meandrów Dunajca, pomiędzy zastygłymi  ścianami Białej Skały, Hukowej Skały, Wylizanej czy Samej Jednej. 
Gdy tylko wjeżdżamy w zacienione odcinki szlaku, chłód powietrza ostro uderza nas po twarzach. Jest to jednak przyjemny „policzek”. Ruszamy, a pod naszymi oponami szeleszczą ubarwione liście. Tu i ówdzie łaty szronu upominają nas, że musimy zachować ostrożność. Mokre liście, a pod nimi gdzie nie gdzie przyłapane przymrozkiem kałuże, mogą być przyczynkiem do nie lada niespodzianki. Oj, nie chciałabym wylądować na glebie, nie mówiąc już o bystrym Dunajcu! Brrrr!
Pusty szlak, czasami jakiś samotny wędrowiec, z rzadka rowerzysta. Wszyscy wymieniamy się miłym powitaniem i uśmiechem. To te dobre momenty, kiedy spotykasz ludzi na szlaku i wiesz, że są oni tu z pasji, nie z konieczności. Że tak jak Ty mają wrażliwość, która nakazuje im przybywać  w takie miejsca, by cieszyć oko i duszę.
Jedziemy niespiesznie. Staramy się chłonąć każdy szelest, każdy promień słońca, każdy rzucany przez dostojne drzewa cień. Jest pięknie, jesiennie, czarująco.
Liście leżą wszędzie dookoła, ale nie leżą bezpośrednio na naszej drodze. Trasa jest uporządkowana i dobrze oznakowana. Nie ma żadnych szpecących barierek, nawet w ciasnych wąwozach, na stromych i wysokich nasypach tuż nad nurtem rzeki. Są za to w tych miejscach tabliczki, nakazujące zejście z roweru. A nie przestrzeganie nakazów grozić nam może nie niską karą, tym bardziej że ukarać zostać możemy w europejskiej walucie.

Jedziemy zieloną cyklocestą, a więc krótkim szlakiem rowerowym, ale prowadzącym dokądś. To dokądś to Czerwony Klasztor, miejscowość znana z dawnego klasztoru kartuzów i kamedułów, położonego tuż nad Dunajcem.  Jak głosi legenda, nie wszyscy zakonnicy klasztoru byli święci. Niektórzy próbowali zakraść się do mniszki po polskiej stronie Dunajca. Za ten grzech skamienieli a ich postacie dojrzycie przy trzecim zakolu Dunajca, gdzie wznoszą się wysokie skaliste turnie. To Siedem Mnichów, u podnóży których prowadzi Droga Pienińska.

My po raz kolejny omijamy sam klasztor, a słupek z tabliczkami kierunkowymi szlaków wskazuje nam, że dojechaliśmy właśnie do głównej cyklomagistrali oznaczonej kolorem czerwonym.
Naszym pośrednim celem w drodze do punktu startu (Szczawnicy) jest Leśnica, trasa przez Haligovce. Kierujemy się zatem zgodnie z oznaczeniem, wypatrując na swojej drodze czerwonej literki „C”. Nie musimy wytężać nadto wzroku. Trasa jest bardzo dobrze oznakowana. Na przydrożnych drzewach, słupkach, przystankach, tam gdzie rozstaje dróg – wszędzie widnieje oznaczenie szlaku w odpowiednim kolorze. Mapa w ogóle nam nie jest potrzebna. Przy takim oznaczeniu można cieszyć oko krajobrazem, zamiast męczyć wzrok wytężając go w poszukiwaniu właściwej drogi.

Przełęcz pod Tokarnią (Lesnické sedlo)
Od Czerwonego Klasztoru pniemy się lekko w górę. Taka delikatna, niewidoczna dla oka wspinaczka. Po lewej stronie Haligowskie Skały przyciągają naszą uwagę. To obszar ochrony ścisłej. Ich wschodnimi  i północnymi obrzeżami prowadzi zielony szlak turystyczny z Haligowców przez przełęcz Pod Płaśniami do Leśnicy. My jedziemy dalej do Wielkiego Lipnika, by potem obrać kierunek na Leśnicę. Po obu stronach drogi na łąkach pasą się owce a raczej ich setki, a może nawet tysiące. Choć krajobraz jest miły dla oka, to jazda staje się nieco monotonna. Kręcimy i jedziemy mozolnie. Za Wielkim Lipnikiem, po pokonaniu już kilku dobrych kilometrów pod górę, zaczyna się dopiero jazda wzwyż. Przed nami Przełęcz pod Tokarnią (słowac. Lesnické sedlo).
Już na wstępie wita nas znak wskazujący na nachylenie terenu 12%. 

Bardzo ślimaczym tempem wspinamy się pod górę. Widoki i aura sprawiają jednak, że chce się pedałować i cieszyć się wszystkim dookoła. Jednak podjazd się wydłuża, a nachylenie coraz bardziej pionuje. W końcu się niemal poddajemy, gdy nagle z megafonów zostawionego w dole Wielkiego Lipnika zaczyna dobiegać nas muzyka. Zawsze się zastanawialiśmy, na cholerę te megafony umieszczone na ulicznych słupach słowackich wiosek, wsi i miasteczek. Nadal nie wiemy po co, ale teraz czułam się, jakby zagrały tylko dla nas. Jakby ktoś, widząc z dołu nasze trudy pokonania ciężkiego podjazdu, specjalnie włączył te ludowe rytmy, by dodać nam powera. Na tej bezleśnej przełęczy byliśmy tylko my. Żadnego samochodu, żadnego rowerzysty. Wszechogarniająca cisza, ostatnie schodzące coraz niżej promienie słońca zwiastujące bliski koniec dnia. W dole uśpione miasteczko i nagle ta muzyka. Wartka melodia unosząca się pomiędzy zboczami gór towarzyszyła  nam przez kilka minut i jakby podążała za naszym śladem. Przed nami pejzaż Pienin i Gorców, za nami Spiska Magura.  Im wyższy pułap osiągaliśmy w rytmie swojskich słowackich rytmów, tym widok był coraz bardziej wyraźny i mocarny. Dokręciliśmy do punktu widokowego. Tu złapaliśmy chwilę wytchnienia i zasłużonego odpoczynku.

Panorama na Magurę Spiską i tak zaparła na chwilę dech w piersiach co uniemożliwiało dalszą jazdę. Choć wysiłek nie był nam potrzebny, bo do Leśnicy czekała nas już tylko przejażdżka w dół.

Tak, jak szybko zrobiło nam się ciepło podczas przeprawy przełęczą, tak teraz podczas zjazdu szybko zaczęło nas wyziębiać. Pięknie byłoby zostać na górze  wyczekując na zachód słońca. Nie ma jednak rady. Trzeba ruszać dalej.

Siup do Polski
W oka mgnieniu zjeżdżamy do Leśnicy, a jedyną przeszkodą na szlaku zostaje „czarna owca”, która najwyraźniej nie słuchała się pasterza i wbrew jego pogwizdywaniom oddala się od stada i wychodzi na ulicę. Leśnica jest jedyną miejscowością całkowicie położoną w środku Pienin. Rozłożona jest w głębokiej dolinie Leśnego Potoku.
Słońce przestało nam już towarzyszyć. Ręce zaczęły marznąć a ciało się wychładzać. Ciasnym wąwozem doliny Leśnickiego Potoku, pomiędzy wapiennymi ścianami Wylizanej i Golicy, dojeżdżamy do jego ujścia – Dunajca.

Ostatnie promienie słońca zaszły gdzieś za górami, ostatnie wykręcone tego dnia kilometry za nami.
Żegnamy Pieniński Park Narodowy z nadzieją, że jeszcze nie raz tu wrócimy 🙂

trasa wycieczki

Wiatru w plecy!
Basia

 

2 komentarze

  • Jerzy Leon 15 lutego 2016 at 13:26

    Dzięki za ten artykuł.
    Szczególnie przyda mi się informacja na temat oznakowania tras rowerowych na Słowacji. W tym roku się tam wybieram ale dopiero kwiecień lub maj.
    Mam blisko do granicy. 75km do przejścia w Koniecznej.
    Gdybyście kiedyś wędrowali w mojej okolicy to służę miejscem pod namiot, kawałkiem podłogi, strychem lub niby stodołą ze słomą(dla moich klaczy). Wikt jedynie wegański bez fajerwerków ;). W okolicznych laskach i wsiach jest sporo cmentarzy z okresu I Wojny, blisko do Skamieniałego Miasta w Ciężkowicach oraz do kilku dworków J.I.Paderwskiego.
    W mojej wiosce jest też do wynajęcia za 30zł za dobę cały drewniany domek z mediami i wygodami mogący śmiało pomieścić ponad 5 osób.

    Pozdrawiam z Buchcic(gm.Tuchów)

    Reply
    • rowerowy kRaj 15 lutego 2016 at 22:01

      Cieszy, że od strony praktycznej moje teksty też się przydają 🙂 To tylko krótki odcinek Słowacji, jakim przejechaliśmy na dwóch kółkach i tu oznakowania naprawdę były bez zarzutu. I oczywiście dziękuję za komentarz i ofertę 😉 Może kiedyś uda się spotkać i skorzystać z propozycji 🙂 Brzmi całkiem nieźle! Pozdrawiam z świętokrzyskiego 🙂

      Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)