Nastąpiła jakaś stagnacja. Karta kalendarza wskazywała nadciągający koniec czerwca. Gdyby pierwotne wakacyjne plany wypaliły, bylibyśmy w połowie naszej urlopowej wyprawy. Okoliczności różne sprawiły, że byliśmy nadal w domu. I co prawda z przeorganizowanym już pomysłem na termin i cel wakacyjnych wojaży ale ciągle z zerowym dorobkiem letnich wyjazdów weekendowych (nie licząc majówki No.1 i każdego z 3 dni majówki No.2 – Warszawa, j. Zegrzyńskie, Kampinos).
Może to dobrze, że uniknęliśmy spalenia na skwarka naszych ciał wystawiając je na utrzymujący się przez kilkanaście dni ponad 30 stopniowy żar. A jednak z pewnym niespełnieniem. Bo to już wielkimi krokami wchodził lipiec. Nie mogłam dłużej czekać. Przegląd map, burza myśli, surfing w sieci. Wypuśćmy się tym razem gdzieś dalej. Padło. Dolina Baryczy. Rzut okiem na foty w internecie. Fajnie tam musi być. Jedziemy.
Jak zawsze na przypał, jak zawsze na wariata. Pimpek szykuj dzień urlopu, jedziemy do Ciebie – pozostawiam kuzyna bez wyboru. No i jeszcze kup mapę! To by było na tyle przygotowań. Reszta się jakoś dokona.
Dokonała się, a wycieczka była wzorcowa! Zobaczcie sami?
Dzień 1. Wrocław – Dolina Baryczy
Do Wrocławia docieramy koło północy. Nerwowy czas szukania Pimpkowej chaty łagodzimy mocnym trunkiem. To nie sprzyja porannej pobudce, choć sen i tak zbyt krótko trwa. Zamroczonymi nieco ślepiami analizujemy mapę i wstępnie obieramy trasę. Skwar leje z nieba, a miasto tętni codziennym życiem.
By poczuć ducha podróży zaglądamy po drodze na wrocławski dworzec kolejowy.
Wnętrze ma swój charakter i klimat. Pociąg tym razem jednak nie dla nas. Tymczasem kolej na rower 🙂 Takie hasło będzie nam towarzyszyć podczas przemierzania trasami Doliny Baryczy. Zanim jednak dotrzemy na ziemie gminy Milicz musimy włożyć nieco wysiłku na pokonanie pagórów Dolnego Śląska.
Z wrocławskiego Rynku, gdzie skwar potęgował zmęczenie i niedospanie kierujemy się śladem szlaku R9. Nieco męczący wyjazd z miasta wynagradzają pierwsze kilometry tuż za Ramiszowem. Aglomeracyjny zgiełk odchodzi w niepamięć, a oczy cieszą się otwartą przestrzenią pól pozłacanych żytem.
Płaski teren po chwili zaczyna się wypiętrzać. Za plecami dostrzegamy zarys Ślęży.
Pośród fałdowanych pól wyrastają wioski o typowej poniemieckiej zabudowie. Czerwona cegła i czerwone dachy górują nad łanami zbóż, a rolnicy wyjeżdżają ciągnikami w pole. Szlak R9 prowadzi nas aż do Boleścina skąd kierujemy się dalej czerwonym szlakiem rowerowym. Asfaltowa droga pośród malowniczego krajobrazu prowadzi nas naprzemiennie góra-dół, góra-dół.
Zawonia. Stąd już tylko płaski teren po dobrych, lokalnych, asfaltowych drogach. Pola ustępują lasom, a słońce ciemnym chmurom. Ne mamy określonego celu, nie mamy określonej drogi ani określonego czasu. Naszą trasę obieramy będąc w drodze. I tak też w drodze dowiadujemy się od spotkanych gdzieś w miasteczku ludzi o trasie rowerowej śladem dawnej kolejki wąskotorowej. Czy ją przejedziemy? Okaże się w drodze 🙂
Gdy przed wieczorem dopada nas deszcz przeczekujemy ten czas na przystanku. Nasza już wytyczona na mapie trasa znowu podlega dyskusji i modyfikacjom. Deszcz nie odpuszcza a niebo nie wróży lepszej pogody. Prognozy zwiastują silne deszcze w nocy. Chyba nici ze spania w namiocie. Ale gdzie się tu podziać, skoro nigdzie nie dostrzegamy, tak oczywistych w innych regionach tabliczek z napisem ‘wolne pokoje’. Z mapy wynika, że jakieś noclegi znajdziemy w Sułowie. Nie chcemy zmoknąć i w pierwszej chwili bezdeszczowej czym prędzej ruszamy.
Na szczęście jest ciepło i wilgotne powietrze ani lekka mżawka nam nie przeszkadza. Tuż przed Sułowem obwieszcza nam tablica, że oto jesteśmy w Dolinie Baryczy!
Sułów Milicki. To tu początek bierze wspomniana wcześniej trasa śladem dawnej kolejki wąskotorowej. A witający turystów wagon kolejki przypomina, że kiedyś nie rower, a kolejowy środek transportu przodował w tym regionie.
Była to Żmigrodzko-Milicka Kolejka Powiatowa. Jej tor użytkowany był niemal 100 lat od 1894 roku do września 1991. Wsiadamy do wagonu, by poczuć kolejowego ducha. Drewniane siedziska, nieco zduszone powietrze i zapach żelastwa oddaje klimat lat minionych.
I zdaje się, że tak, jak ten wagon nieruchomy, Sułów zatrzymał się w miejscu. A dlaczego?
Punkciki z domkami na mapie napawają nas nadzieją, że znalezienie wygodnego łóżka nie będzie problemem. Oczekiwane gospodarstwa agroturystyczne okazują się być ośrodkami wypoczynkowymi rodem z PRL. Bynajmniej tak to odczytujemy z tablic kierunkowych przy drodze. Ośrodki wypoczynkowe firm takich jak Wrozamet, Budrem Wrocław itp.
Niektóre nieco odnowione, inne zapadłe ruiny, pozostałe wykupione przez osoby prywatne. Ukryte w leśnym krajobrazie, sąsiadując ze sobą. Zapuszczone budynki z odpadającymi tablicami z hasłem „Piwo, wino, napoje”. Gdzieś gra muzyka, bawi się starszyzna w świetlicy zakurzonej. I choć Ośrodków jest kilka, to nie jest łatwo o nocleg. Wszystko już prywatne albo dla klubowiczów jakiś zrzeszeń, organizacji. Ktoś nam wskazuje jeden z nich. Udaje się dostać pokój. Ale nie chcę więcej nocować w takich okolicznościach przyrody. Ubikacja gdzieś na końcu placu. Wszędzie wilgoć i grzyb. Pourywane zasłony, popękane szyby. Nie należę do osób obrzydliwych i wymagających. Ale to było na granicy mojej tolerancji. I gdyby nie własna karimata i śpiwór, to pewnie uciekłabym stamtąd w pierony.
Dzień 2. Dolina Baryczy. Trasa dawnej kolejki wąskotorowej.
Udało się przetrwać noc i poranek bez napatoczenia się na szczura. Choć do tej pory nie mam pewności, czy takowe nie hasały gdzieś między naszymi łóżkami.
Po zrobieniu krótkiej rozgrzewki lokalnym szlakiem wracamy do miejsca, gdzie swój początek (albo koniec jadąc z drugiej strony) ma trasa dawnej kolejki wąskotorowej. Ścieżka rowerowa o długości ok. 20 km jest bardzo przyjemnym duktem. Nawierzchnia, miejscami bitumiczna, miejscami z kruszywa nie pozostawia nic do życzenia.
Kolejnym atutem szlaku są usytuowano przy ścieżce elementy małej architektury w miejscach postojowych.
Jazda trasą dawnej kolejki wąskotorowej to sama przyjemność. Teren nie jest wymagający, a jakość tego co pod oponą i krajobraz tego co dla oczu jest urzekające.
W tym przyjemnym nastroju docieramy do Milicza. A tu… wisienka na torcie 🙂 Znowuż ekspozycja taboru kolejowego!
W Miliczu wart uwagi jest także pałac, wybudowany w latach od 1797 – 1798, którego mury obecnie mieszczą Technikum Leśne.
Tuż obok skryte gdzieś w cieniu drzew ruiny zamku Milicz. Zamek wzniósł w połowie XIV w. książę Oleśnicki Konrad I. Kilkukrotnie w rękach innych Waszmości i niejednokrotnie odbudowywany.
W Miliczu zahaczamy o jeszcze jedną stację kolejową i kolejny tabor. Stacja Milicz Wąskotorowy.
Opuszczamy Milicz i tuż za nim ścieżkę rowerową trasą dawnej kolejki wąskotorowej. Dalsza droga nie jest wcale nudniejsza ani mniej atrakcyjna. Stawy Milickie z setkami ptaków tworzą wyjątkowy dla oka krajobraz. Obrana trasa gruntowymi drogami pomiędzy taflą stawów, pośród dostojnego lasu okazała się strzałem w 10-kę. Gdzieś w lesie natykamy się na drewnianą wiatę, w której tli się jeszcze ogniskowy żar. Wykorzystujemy to miejsce na nasz posiłek. Ostatnie kilometry, już poza leśnym ostępem, pokonujemy w płaskim, jak stół krajobrazie.
W Odolanowie zmiana środka transportu. Rower zmieniamy na kolej 🙂
Nasza wycieczka przez Dolinę Baryczy, to tylko ułamek tego, co można tam zjeździć i zobaczyć. W terenie znajdziecie mnóstwo szlaków rowerowych. Nie tylko po tak dobrze przygotowanych ścieżkach rowerowych, jak ta śladem kolejki wąskotorowej ale także poprowadzonych przez leśne czy lokalne drogi. Jeśli szukacie nie trudnych, przyjemnych, rodzinnych tras rowerowych, pędźcie do Doliny Baryczy!
Wiatru w plecy!
Basia.
Dzisiaj, przeglądając blogi internautów, trafiłem na Twoją Basiu stronę: przejrzałem opisy pokonywanych przez Was tras i tylko jedno słowo potrafię na razie powiedzieć : Dziękuję, za klimat podróży w jaki mnie wprowadziłaś 😉 i jeszcze mała prośba : pisz, zwiedzaj, pisz, pisz, zwiedzaj, pisz 😉 Proszę 😉
O ja! Ale motywujący komentarz ? Zwiedzam, jeżdżę, piszę! Obiecuję, że nie poprzestanę ? Jakbym mogła, otrzymując takie comments! Dziękuję ?
Achh jaki piękny ten Dolny Śląsk. Dobrze, że tutaj mieszkam 😀 Najlepszy!
Wybierz się kiedyś w Bory Dolnośląskie. W okolicach Węglińca jest fajna około 20 km ścieżka rowerowa.
Pewnie kiedyś skorzystam 🙂 Dolny Śląsk skrywa przede mną jeszcze wieeele tajemnic!
Bardzo ładne i przyjemne okolice na rower 🙂 Pozdrawiam
O tak! Zgadzam się z Tobą 🙂
Zawsze mnie cieszy jak ktoś podsuwa mi fajne pomysły na nową trasę rowerową, a tak się składa, że w Dolinie Baryczy jeszcze nie byłam. Bardzo interesujący wpis. Pozdrawiam 🙂
O i to lubię najbardziej! Kiedy moje wycieczki są inspiracją na wycieczki innych 🙂 Polecam!