Wschodni szlak rowerowy: warmińsko-mazurskie

Trudno znaleźć chwilę czasu, by przelać swoje notesowe zapiski i wspomnienia w to miejsce. Po wyprawowe porządki, pranie, ogarnianie mieszkaniowych i zawodowych obowiązków odwlekło nieco tą chwilę, którą mogę poświęcić na pisanie. Ale jestem i postaram się przybliżyć ten czas, który aktywnie spędziłam na dwóch kółkach kręcąc wzdłuż naszej wschodniej (i północnej) granicy.

To było nasze (moje i Luka) pierwsze „wyprawowe” (czytaj 'dłuższe niż 7 dni’) przedsięwzięcie. Zakładaliśmy spędzić 14 – 16 dni wakacji na dwóch kółkach. Bez żadnego większego przygotowania, z sakwami, namiotem i karimatą na bagażniku oraz mapami wschodniego szlaku rowerowego Green Velo, wsiedliśmy do pociągu, by w Gdańsku rozpocząć naszą wyprawę. To tu zaczynaliśmy rok temu nasz pierwszy kilkudniowy rowerowy wypad pod nazwą „wybrzeże na rowerze”. Teraz obraliśmy przeciwny kierunek – wschód.

Warmia i Mazury
Pierwszym dniom naszej eskapady można by nadać kryptonim „wieża”. Warmia i charakterystyczna dla tego regionu zabudowa z czerwonej cegły, liczne gotyckie kościoły i zamki wyrastające pośród zielonych wzgórz, wzywały nas do eksploracji ich chłodnych wnętrz. Pierwsza i chyba najwyższa zaliczona wieża była w katedrze św. Mikołaja w Elblągu. A potem było ich tyle, że trudno byłoby zliczyć i zapamiętać wszystkie. Były jednak i takie, co szczególnie utkwiły w mej pamięci. W Tolkmicku, bo choć wieża bez tarasu widokowego, to miała duszę i okazało się że weszliśmy tam na gapę. We Fromborku, z racji wolnej przestrzeni wokół prowadzących na wieżę schodów i widoku na miasteczko i Zalew Wiślany. W Tolkowcu, bo drewniane schody prowadzące na górę, były mocno zestarzałe, wymagające remontu  i zakurzone, a w praktyce wieża nie jest udostępniana dla ciekawskich jak my ludzi. Ale mimo to i swobodnego, niczym nie zatarasowanego wejścia na wieżę, kościół jest otwarty i każdy może tu wejść na chwilę modlitwy, zadumy czy po prostu celem zwykłego zwiedzania. A dodatkowo nie tylko kościół przywitał nas tu otwarcie i serdecznie, ale także sprawujący w nim posługę kapłan. Spacerując ze swoim psiakiem spostrzegł naszą obecność, przywitał i zamieniliśmy parę zdań w miłej atmosferze, nie mając do końca świadomości, że rozmawiamy z księdzem. Wieża w kościele św. Piotra i Pawła w Reszlu była wisienką na torcie. Solidna drewniana konstrukcja, dzwon, mieszkające, gruchające i brudzące tam gołębie podsycały klimat wnętrza, a samo wejście na niewielki taras wymagało wspięcia się po stromej drabince. A w dodatku, jako rowerzyści otrzymaliśmy rabat na wejściówką 🙂
I tak mijała droga w ceglasto czerwonym, przeplatanym zielenią pagórków,  warmińskim krajobrazie.


Krajobraz nieco zaczął się zmieniać. Na horyzoncie zaczęły pojawiać się pierwsze jeziorka, aż w końcu dojechaliśmy do Krainy Wielkich Jezior. Św. Lipka, Kętrzyn, Gierłoż. Tutaj należy poświęcić trochę czasu na zwiedzanie. My odpuściliśmy, bo mieliśmy już okazję być w tych stronach. Drogą, niekiedy  wyboistą i trudną, pamiętającą zapewne czasy pruskie dotarliśmy do Sztynortu. Noc tam spędzona, ze swoistym portowo-szantowym klimatem, wprowadziła nas w dobry nastrój. Naładowani pozytywną energią, przemierzaliśmy kolejne kilometry. W Gołdapi, zafundowaliśmy sobie chwilę relaksu w solankowych tężniach. Nie mogliśmy pominąć wsi Stańczyki, gdzie wśród uroczych pagórków i łąk, znajdują się potężne wiadukty nieczynnej linii kolejowej Gołdap-Żytkiejmy.  Mosty w Stańczykach są jednymi z najwyższych w Polsce. Długość – 200m i wysokość 36m. Filary ozdobione są elementami wzorowanymi na rzymskich akweduktach w Pont du Gard. Dlatego też nazywane są Akweduktami Puszczy Rominckiej. Pełni wrażeń i pełni w nogach po dość wymagającym terenie, dotarliśmy do znaczącego punktu naszej wyprawy Trójstyku granic Wisztyniec. To był nie tylko punkt graniczny trzech państw – Polski, Litwy i Rosji. Tu także przyszedł czas na przekroczenie granicy województwa warmińsko-mazurskiego z podlaskim. Tu także istniała granica ukryta gdzieś w podświadomości, przekroczenie której wzbudzało w nas poczucie, że od tej chwili obieramy prawidłowy kierunek – dom.
W tym miejscu zakończę też dzisiejszy wpis. Ale to nie koniec historii o wyprawie wschodnim szlakiem rowerowym. CDN.

 

 

2 komentarze

  • Rowerem Po Śląsku 17 listopada 2016 at 17:07

    O Green Velo w woj. warmińsko-mazurskim trzeba dodać jeszcze, że sporo odcinków zostało poprowadzonych po starych nasypach kolejowych, czyli jazda szutrem między polami z dala od cywilizacji 🙂

    Dla zainteresowanych pełna relacja i zdjęcia: http://roweremposlasku.pl/wyprawa-rowerowa-green-velo/

    Reply
    • rowerowy kRaj 19 listopada 2016 at 19:35

      Dzięki za uzupełnienie 🙂 Trochę się już wydarzyło od mojej przygody z GV (wówczas w znacznej mierze w budowie)

      Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)