Wschodni szlak rowerowy: podlaskie

Piątego dnia naszej eskapady przekroczyliśmy pewne granice. Te realne i rzeczywiste oraz te nasze, tkwiące tylko w naszych głowach.

Suwalszczyzna zaskoczyła nas swoim ukształtowaniem terenu. Pagórki Warmii były rozgrzewką do prawdziwej przeprawy góra-dół. Co gorsza, wraz z wkroczeniem na tereny województwa podlaskiego, pożegnaliśmy się z drogą wojewódzką i kręciliśmy dalej przez okoliczne wsie i wioski, które niestety nie dostąpiły dobrodziejstwa asfaltowej nawierzchni. Nie mieliśmy więc wyjścia, jak szutrowymi drogami zmagać się z ukształtowaniem terenu i dającą o sobie znać piaście Luka. No tak. Co znaczy dająca o sobie znać piasta? To, że drugiego dnia naszej wyprawy, tylna piasta Luka zaczęła wydawać dźwięki świadczące o początku jej końca. Strzelanie, zgrzytanie, chrobotanie. Po kilku dniach kilkukrotne kręcenie, aż załapie napęd. Ale Luk się nie zrażał twierdząc, że założony plan na pewno wykonamy. Ktoś mógłby zapytać, czemu nie próbowaliśmy naprawić sami. No dlatego, że nie wozimy całego zestawu narzędzi, które mogłyby się przydać w drodze. Próba podreperowania, wymagała zdjęcia kasety, a tym samym specjalnego klucza i bacika. Sakwy pomieszczą wiele. Ale nie da się w nich zmieścić całego wyposażenia kuchni, garderoby, toalety no i jeszcze warsztatu naprawczego. Ja domagałam się wizyty w sklepie lub serwisie rowerowym, kiedy tylko dotrzemy do większego miasta. Luk uważał, że nie ma to sensu, bo zakup piasty do swojej siedmiorzędowej kasety przerabiał już rok temu. I nie było to łatwe zadanie, mając wówczas niczym nieograniczony dostęp do internetu i całego wachlarzu jego możliwości. Pozostało mi więc jedynie wierzyć, że jakoś to będzie.

Podlasie i Polesie
No i było.

Co prawda z dnia na dzień coraz gorzej, ale do przodu. Drogi w województwie podlaskim nie sprzyjały naszej awarii. Szuter naprzemiennie z piachem sprawiały, że Luk zaczął tracić cierpliwość a atmosfera robiła się nieprzyjemna i nie pozwoliła cieszyć się pięknem krajobrazu. A ten był naprawdę wyjątkowy. Zielone pagórki po czasie ustąpiły miejsca nieco łagodniejszemu terenowi, gdzie pośród lasów Puszczy Augustowskiej skrywały się piękne jeziora – Wigry, Serwy, Studzieniczne, Białe, Sajno, Necko. Później teren całkowicie się wypłaszczył, co już sprawiało radość. A dopełnieniem tego szczęścia była towarzysząca nam pogoda, krajobraz , przyroda i odgłosy Biebrzańskiego Parku Narodowego. Szelest krzewów, szmery i śpiew mieszkających tam ptaków, delikatny szum Biebrzy i błogi spokój.

Biebrza

Biebrza

I żadnej cywilizacji na horyzoncie. Tylko turzycowiska, mechowiska i szuwary. Pozostawiając za sobą Biebrzański PN, płaski teren ponownie ustąpił licznym przewyższeniom. Ale to nas nie zrażało, a motywacji do dalszej drogi dawały kolejne atrakcje. Jadąc lokalną drogą, gdzie z rzadka mijał nas jakikolwiek pojazd, nagle kierowca jadącego z naprzeciwka samochodu zatrzymał się obok nas, informując że za kilkaset metrów w polu kukurydzy jest duży łoś. Ok. Przyjęliśmy informację. W polu, to pewnie gdzieś tam na horyzoncie ujrzymy. Ale zaczęłam się zastanawiać czy to nie brzmiało czasem bardziej jak ostrzeżenie, niż ciekawostka o niecodziennej przecież sytuacji (bynajmniej dla mnie niecodziennej). Gdy wyjechaliśmy za zakręt gdzie akurat kończył się niewielki lasek a dalej było już pole kukurydzy, mimo wcześniejszego przecież ostrzeżenia, wystraszył nas szmer i ogromne cielsko stojącej tuż przy jezdni łoszy. Nie mniej jak my, wystraszyło się chyba i zwierzę, bo dało nogę w głąb pola i wtedy okazało się, że nie jest samo. Tuż za nią popędził młody piękny, słodki łoszak. Niestety nie zdążyliśmy uchwycić tego obrazka, bo zanim ogarnęliśmy o co chodzi, zwierzaki oddaliły się na tyle, że nie było już szans zrobić wyraźnej fotki.
Kolejne dni w województwie podlaskim mijały nam w spokoju i cieniu drzew przemierzanych puszczy (Knyszyńska, Białowieska) i parków. Białowieża w naszym przekonaniu, miała być dopełnieniem tego błogiego stanu i przynieść odpoczynek od świata cywilizacji. Zaskoczyła nas z kolei zapleczem miejsc noclegowych, ekskluzywnych restauracji i hoteli, mnogością wypożyczalni rowerowych, no i co z tym wszystkim związane ilością turystów. Trochę nas to zniesmaczyło, bo gdzieś w powietrzu czuliśmy klimat Krupówek, które co prawda bardzo lubię, ale już niekoniecznie tłumy kręcących się tam ludzi. Ale może to tylko dlatego, że następnego dnia miała miejsce hucznie tu obchodzona Noc Kupały, co z kolei mogłoby być ciekawym przerywnikiem naszej eskapady. Trochę było mi żal opuszczać Białowieżę w dniu imprezy, zwłaszcza że w upał, który nam towarzyszył od rana, wolałoby się nic nie robić tylko posiedzieć przy Żubrze. Ale tak dobrze nie ma. Aktywny wypoczynek zobowiązuje. I nie chodzi tylko o nakręcanie kolejnych kilometrów. Wybraliśmy się do Muzeum Przyrodniczego BPN. Ciekawscy i żądni przyrodniczej wiedzy o Puszczy i jej mieszkańcach, koniecznie muszą tu wstąpić!

Cerkiew Św. Barbary

Cerkiew Św. Barbary

Kolejno przemierzane wsie i wioski, to uczta dla wielbicieli obiektów sakralnych, a dokładniej cerkwi. Te towarzyszyły nam praktycznie od Białegostoku, gdzie swoim ogromem wywarła na mnie wrażenie cerkiew Świętego Ducha – największa prawosławna cerkiew w Polsce. A teraz, po opuszczeniu lasów puszczy, wyrastały jak grzyby po deszczu. Różne w swej budowie – drewniane, ceglane, murowane, wszystkie zakończone charakterystycznymi kopułami i prawosławnymi krzyżami. Niestety większość z nich była zamknięta dla ciekawskich oczu turystów.
Na drodze rowerowego turysty, punktem obowiązkowym jest cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego na Świętej Górze w Grabarce. Stanęła ona w 1789 na miejscu pierwszej kapliczki, jako wotum wdzięczności za ocalenie podczas epidemii cholery w 1710 r.

Święta Góra w Grabarce

Święta Góra w Grabarce

Od stuleci w Dzień Przemienienia Pańskiego liczne rzesze prawosławnych pielgrzymów przynoszą na Świętą Górę i rozstawiają wokół cerkwi krzyże ze swoimi troskami, radościami i modlitwą. Czas biegnie, krzyży z roku na rok przybywa, są ich tysiące, dzięki czemu Św. Góra Grabarka uzyskała także miano „Góry Krzyży”.
Województwo podlaskie pożegnać mieliśmy wraz z przekroczeniem Bugu, który towarzyszył nam podczas przemierzania ostatnich kilometrów tego regionu. Każdy kolejny dzień był o kilka stopni celsjusza cieplejszy od poprzedniego. W dodatku lasy puszczy ustąpiły miejsca otwartym przestrzeniom pól. To już inne województwo i inna kraina. I coraz bliżej finiszu. CDN.

2 komentarze

  • berlod 17 listopada 2016 at 16:53

    Biebrzańskie Park Narodowy – najpiękniejszy odcinek w woj. podlaskim. Przepiękne widoki, cisza i spokój! Po mojej majowej 4-dniowej wyprawie po Green Velo to właśnie ten odcinek wspominam najlepiej! Super opis!

    Dla zainteresowanych pełna relacja i zdjęcia: http://roweremposlasku.pl/wyprawa-rowerowa-green-velo/

    Reply
    • rowerowy kRaj 19 listopada 2016 at 19:32

      O tak! BPN to zdecydowanie odcinek the best of podlaskie 🙂

      Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)