Góry Pieprzowe, mimo swej nazwy, to nie wysokie na tysiące czy choćby setki metrów pasma górskie, a niewielkie wzgórza na krawędzi Wyżyny Sandomierskiej osiągające wysokość bezwzględną niespełna 200 m n.p.m. Góry Pieprzowe zwane także Pieprzówkami rozciągają się na kilkukilometrowym odcinku w okolicach Sandomierza, pomiędzy wsiami Kamień Nowy i Kamień Plebański. Obszar Gór Pieprzowych stanowi wysoką krawędź doliny Wisły, poza którą ciągnie się lekko falista równina, opadająca łagodnie ku południowemu wschodowi. Całość tworzy łagodnie wygięty łuk, skierowany swą wypukłością na południe. Różnica wysokości między płaskim korytem Wisły a krawędzią pasma wynosi 40-60 m. Pieprzówki zbudowane są ze skał kambryjskich, tak zwanych łupków i kwarcytów o charakterystycznej, brunatno-szarej barwie. Pod wpływem działania czynników atmosferycznych łupki kruszą się i tworzą drobny, osypujący się gruz skalny, od którego koloru i faktury powstała nazwa. Góry Pieprzowe stanowią wschodnią krańcową partię Gór Świętokrzyskich. A świętokrzyskie, jak wiecie czaruje. Warto zatem na swej podróżniczej mapie przez województwo świętokrzyskie zaznaczyć nie tylko miasto Sandomierz, ale także znajdujące się częściowo w jego granicach administracyjnych Góry Pieprzowe. Tym bardziej, że dzięki swoim walorom przyrodniczym (liczne gatunki dzikiej roślinności) zostały one uznane za rezerwat przyrody, który możemy zwiedzać przemieszczając się czerwonym szlakiem pieszym lub niebieskim rowerowym.
Sandomierz po raz n-ty
Sandomierz stanowi jeden z ulubionych punktów na mapie naszych rowerowych wojaży. Z racji zamieszkiwania w odległości niespełna 50 km od tego królewskiego miasta, a także z powodu jego niepowtarzalnego klimatu, bywamy tu kilka razy w roku. Choć chyba tak naprawdę w rowerowych wycieczkach do Sandomierza najbardziej lubimy trasy, którymi ku niemu podążamy. Za każdym razem modyfikujemy trasę. Czasami naszym odniesieniem jest wyznaczony oficjalny szlak, czasem konstruujemy na mapie swój własny trakt. I niezależnie od obranej drogi, Wyżyna Sandomierska za każdym razem nas zaskakuje i czaruje na nowo. Bezkresne pagórkowate pola, wąwozy lessowe, sady owocowe.
Grudniowy dzień rowerowy w Górach Pieprzowych
Tym razem do Sandomierza dojeżdżamy samochodem z rowerami na bagażniku. Jest już późna kalendarzowa jesień, dzień krótki, ale słoneczny. I to właśnie to słońce było przyczynkiem do ruszenia tyłków z domu, by upolować jego zachód ze wzgórza Gór Pieprzowych.
Tak, jak Sandomierz odwiedzaliśmy niejednokrotnie, tak Góry Pieprzowe choć bliskie tego miasta, pozostawały dla nas odległe i nieznane. Ten dzień miał w końcu być kresem tajemnicy skrytych dotąd przed nami Gór Pieprzowych.
Samochód zostawiamy na obrzeżach Sandomierza, gdzie przesiadamy się na rowery i kręcimy na Stare Miasto. Tak naprawdę nie mamy wiele informacji na temat możliwości pokonania Gór Pieprzowych na rowerze. Liznęliśmy tylko pobieżnie co nieco w necie, skąd wiemy, że przez Góry na pewno prowadzi szlak pieszy. Jakieś bardzo powierzchowne informacje, że możemy także jego śladem przejechać rowerem i tyle. Nie mamy mapy regionu. Dlatego zanim decydujemy się na podbicie Gór Pieprzowych zaglądamy do CIT. I tu dowiadujemy się, że przez Góry Pieprzowe prowadzi szlak rowerowy. Dostajemy mapki i szczegółowe informacje co do długości i przebiegu trasy. Po tych wskazówkach szybko odnajdujemy szlak w uliczkach Starego Miasta, skąd już właściwie bez mapy kręcimy jego śladem. Jeszcze tylko jedna decyzja przed nami. Który kierunek obieramy. Tego dnia doprowadziła nas do Sandomierza chęć upolowania zachodu słońca. Wspaniale byłoby cieszyć oko widokiem płonącego w jego ostatnich promieniach Sandomierza ze wzniesień Gór Pieprzowych. Jawi się przed nami jednak obawa, że możemy się spóźnić na tę scenerię. Dlatego najpierw ruszamy na wzniesienia Pieprzówek leżących tuż nad korytem Wisły, by jeszcze w pełni słońca podziwiać rozpościerający się stąd krajobraz.
Początkowo nasz rowerowy trakt pokrywa się z czerwonym szlakiem pieszym, a potem w miejscowości Kamień Plebański ucieka nieco na zachód. Przed nami pierwsza jazda w górę przez wąwóz lessowy – charakterystyczny budulec najniższych partii Gór Pieprzowych.
Po pokonaniu wzniesienia mijamy jeszcze tylko kilka zabudowań i docieramy do Rezerwatu Góry Pieprzowe. Rowerzyści muszą być uważni. Aby dotrzeć na znajdujący się tu punkt widokowy, należy zboczyć na ze szlaku na wschód, ku dolinie Wisły.
Zostawiamy na chwilę rowery i schodzimy na ścieżkę wiodącą po zboczu wzniesienia, która jest odcinkiem czerwonego szlaku pieszego. Dzikie róże i głóg skrywają pod swoimi korzeniami zwietrzone łupki, które swym wyglądem przypominają ziarna pieprzu. Gdzie nie gdzie roślinność ustępuje miejsca zwietrzelinom i głębokim jarom prowadzącym do doliny Wisły.
Po krótkiej przechadzce wąską ścieżką zboczem wzniesienia, wracamy do pozostawionych samopas rowerów, co by czasem nie stracić ich z oczu na zawsze. Wracamy do naszej głównej drogi, którą prowadzi obrany tego dnia nasz rowerowy szlak. Tym razem nie pniemy się w górę, a na wysokości Kamienia Łukawskiego rozpoczynamy jazdę z górki, aż do torów kolejowych. Na widok odpicowanego mostu kolejowego na Wiśle i świeżutko położonych torów cieszymy się, bo to może oznaczać tylko jedno – reanimację infrastruktury kolejowej Sandomierza i okolic. Od tego momentu całkiem płaskim duktem wzdłuż torów kolejowych kręcimy przed siebie. Słońce pozostało gdzieś po drugiej stronie Pieprzówek, co jesienne popołudnie czyni bardziej ponurym niż jest w rzeczywistości.
Do tej szaro-burości dokłada swoje modernizacja linii kolejowej i rozkopana przy tym, podmokła droga. Ale nie jest aż tak źle, trochę błotnistej mazi na butach i znowu świeżutki asfalt!
Z torami żegnamy się dopiero w Dwikozach, gdzie skręcamy na zachód. Tuż przy stacji kolejowej odstraszają zniszczone budynki znajdujących się tu onegdyś i prężnie prosperujących zakładów przetwórstwa owocowo-warzywnego. W końcu to zagłębie sadowniczo-warzywnicze ziemi sandomierskiej. Marmolada, dżem, powidła i sok jabłkowy ostatnim tchnieniem wołają z obdartej ściany „czy ktoś nas jeszcze pamięta?”. Ja pamiętam 🙂 Przetwórnia powstała w 1938 z inicjatywy Spółdzielni Spożywców „Społem”. Wraz z upływem czasu i ze zmianami ustrojowymi, przekształcała się także przetwórnia. Sama nie wiem, czy firma jeszcze istnieje. A jeśli nawet, to na linii produkcyjnej pozostało chyba jedynie wino marki wino. To ostatni produkt, jaki miałam okazję kosztować z wytwórni Dwikozy. Ale i to było kilkanaście już lat temu…
Ze spaceru wyobraźni pośród smaków dzieciństwa wracamy przy schodzącym już nisko słońcu. Z płaskiego terenu znowu momentami pniemy się nieco w górę. Nie ma monotonii. Co chwilę jakiś szczegół krajobrazu przykuwa naszą uwagę. A to ciekawa figurka, drzewo, strumyk czy ściany lessowe.
Tajemnicze Nowe Kichary
Tajemnicza Baszta
Gdy w Nowych Kicharach przekraczamy Opatówkę, nasz wzrok utkwiony jest w stojącej na wzgórzu baszcie. Nie musimy nawet zbaczać ze szlaku, by przyjrzeć się z bliska tej budowli, gdyż nasz niebieski szlak rowerowy prowadzi dokładnie obok. Dezorientujemy się nawet nieco, bo trakt wiedzie ledwo co wydeptaną ścieżką w górę. Ale to właściwa droga.
Skąd w Kicharach znalazła się baszta? Nie będę Was tu zanudzać historią, bo kto ciekaw szybko informacje znajdzie. W każdym razie teorii jest kilka. Pewnikiem jest tylko to, że dzisiaj stoi jedna baszta. W jej wnętrzu w ostatnim czasie użyteczności znajdowała się najprawdopodobniej kaplica, na ścianach której zachowały się jeszcze resztki malowideł i krzyża. Szkoda, że nikt nie nie zadbał o to, by nadać baszcie życia na nowo. Dziś chyba stanowi punkt schadzek dla miejscowych, którzy być może smakują w niej płynne wyroby regionalnej przetwórni.
Tajemnicza latarnia
Ten dzień kończymy tak jak zaplanowaliśmy. No może z nieco innej perspektywy niż pierwotne założenie, ale upolowaliśmy zachód słońca! Pośród smutnych jesiennych pól, dawno oczekujących zimy, niebo mieni się ciepłymi barwami czerwieni. A w centrum tego magicznego pejzażu, samotna pośród bezkresnych pól Latarnia Chocimska.
Dlaczego latarnia?
Bo miała służyć za drogowskaz.
Dlaczego Chocimska?
Według tradycji nazwa wzięła się od fundatorów – żołnierzy wracających z Bitwy pod Chocimiem.
Czy tak było rzeczywiście? Czy jak głoszą ludowe podania, był miejscem dla trędowatych?
Świąteczny Sandomierz
Zachód słońca sprawił, że szybko odczuwamy chłodne grudniowe powietrze. Wraz z ostatnim tchnieniem dnia, przez drogi pośród pól docieramy do Sandomierza. Jeszcze to nie koniec wycieczki. Nie może się obyć bez Sandomierskiej Zapiekanki na Rynku Starego Miasta. No i oczywiście, chociaż kilku fot świątecznie ustrojonego już Sandomierza 🙂
Dla ciekawych niebieskiego szlaku rowerowego okolic Sandomierza
Mapa trasy dla ciekawych i żądnych doznań rowerowych 😉
Co pozostało we mnie z tego dnia? Garść niezapomnianych widoków, pięknych krajobrazów, ciekawych i magicznych miejsc.
Szlak bardzo dobrze oznakowany, poza punktem startu mapa otrzymana w CIT nie była nam potrzebna.
Długość szlaku ok. 25 km
Kilka krótkich podjazdów i zjazdów dla frajdy 😉
Miłego rowerowania
Basia
Dzięki za inspirację. Nigdy nie przemierzałam Gór Pieprzowych rowerem, a wygląda na to, że szlak jest bardzo fajnie przygotowany. Pozdrawiam!
Jak najbardziej polecam! 🙂
Jakby nie te krótkie dni to grudzień był całkiem przyjemny na rowerowe i piesze wyprawy 🙂 Bardzo ciekawe miejsce , które musimy dodać do listy miejsc które w przyszłości chcemy odwiedzić 🙂
Myślę, że warto 🙂
Kiedyś nie starczyło mi na nie czasu, dziś żałuję bardzo! Tak jest super!
Nam zeszło ładnych parę lat, choć nie mieszkamy nadto daleko. Pewnie nadarzy się jeszcze okazja i Tobie 😉
A znacie może jakieś klimatyczne miejsce (nie za drogie) na nocleg (agroturystyka, kwatera prywatna, pensjonat???), aby z przyjechać z rowerami i przejechać taką trasę i przy okazji drugiego dnia pokręcić się po Sandomierzu i okolicach?
Razu jednego nocowaliśmy na prywatnej posesji w… przyczepach campingowych ? Taki agro-camping bardzo blisko Rynku. Możliwość rozbicia namiotu także, oczywiście to było lato. Tanio, nieszablonowo, bez wygód ale na jeden czy dwa noclegi ok. Innego razu nocowaliśmy też tanio, po drugiej stronie Wisły w obiekcie w rodzaju hostelu. Nam niskobudżetowym warunki odpowiadały ? I rowery miały swój kąt ?
Ładnie tam macie w okolicach Sandomierza. Może się wybiorę. Z rowerem oczywiście 🙂
Sandomierz kusi 🙂 To naprawdę urokliwie położone miasto. Wisła, górki, pagórki, wąwozy, sady owocowe tworzą niesamowity czar. Nie warto więc zwlekać z przyjazdem. A w maju tu jak w raju ?