Raz, dwa, trzy. Którą drogę wybierasz Ty?

Dzisiejsza niedziela upłynęła nam rowerowo. Postanowiliśmy ruszyć do Iłży. Nie będę się tu rozpisywać o historii miasta, bo każdy zainteresowany znajdzie ciekawe dla siebie informacje w internecie.
Długo zastanawialiśmy się dokąd podążyć tym razem. Upał trochę zweryfikował naszą pierwszą myśl i ostatecznie padło na Iłżę. Tak trochę sentymentalnie, bo dawno, dawno temu, na taki wyjazd dałam się namówić wówczas obcym mi, a znanym mojej siostrze kolegom. Jeden z nich tak się wówczas nakręcił, że od tamtego wyjazdu kręci już tylko ze mną 😀
Gorąco nie odpuszcza nam od kilku dni. Wybraliśmy więc opcję dojechania do Iłży przez wioski drogami asfaltowymi jeszcze w godzinach przedpołudniowych, a powrót zaplanowaliśmy drogą przez las wyznaczoną na mapie jak po linijce. Takie rozwiązanie miało uchronić nas przed gorącym powietrzem buchającym od nagrzanego, tudzież topiącego się asfaltu.
Na na naszą wycieczkę ruszyliśmy dzisiaj ok. 8.30 we troje. Ja, Luk i Michał. Mimo, że godzina nie była całkiem późna, słonko już dobrze dawało o sobie znać. Ale czyż to nie lepsze niż deszcz?
Wybraliśmy drogę na Sienno, by w Olechowie odbić w kierunku Iłży i jechać przez małe wioski, gdzie ograniczony ruch samochodowy pozwala na swobodną jazdę i rozmowę. Nie raz rower wiódł nas tymi drogami, więc rzadko posiłkowaliśmy się mapą. Pośród zieleni pól, przeplatanej barwami niebieskiej facelii i czerwienią maków dotarliśmy do Iłży. Tu na początek wstąpił w nas duch dzieciństwa i dziecięcych zabaw, kiedy na rynku mogliśmy skorzystać z orzeźwienia beztrosko przejeżdżając przez kurtyny wodne.

Wszystkie drogi prowadzą do Iłży

Jak się okazuje w dniu dzisiejszym wszystkie drogi prowadzą do Iłży! W centrum miasteczka spotkaliśmy zapaleńców rowerowych z Ostrowca – grupę Rowerowy Ostrowiec i pojedynczych znajomków, którzy akurat dzisiaj postanowili obrać ten sam kierunek jazdy.

Na zamku fajnie jest!

Punktem obowiązkowym w Iłży oczywiście musiał być zamek biskupów krakowskich, ale także sławetne tradycyjne iłżeckie lody, które wygrały kolejność. Potem jeszcze kawka przy ciastku z miejscowej cukierni i można atakować Górę Zamkową. Nie mogliśmy przecież ominą tej Iłżeckiej atrakcji.  Ominęliśmy natomiast główne wejście prowadzące do ruin zamku wybierając boczną ścieżkę, którą mogliśmy wtargać też nasze rumaki (jest zamek muszą być i konie) i unikając w ten sposób 'wejściówki’ ( oczywiście nie było to umyślne działanie 🙂 ). Z odrestaurowanej wieży rzut okiem na panoramę, wybór dalszej drogi która z góry rysowała się wyraźnie wśród pól, szybka konfrontacja wybranego traktu z mapą i rozkręcamy się do powrotu. Ułatwieniem miał być wyznaczony na mapie i początkowo w trasie szlak pieszy. Jednak po kilkuset metrach jazdy droga straciła swą wyrazistość. Jak ja kocham oznaczenia szlaków w realnym terenie. Tam gdzie się prosi ich powtórzenie, zazwyczaj go nie ma. I tak było tym razem. W szczerym polu, poprzecinananym gruntowymi drogami, postanowiliśmy kierować się logiką. Posiłkowanie się mapą i aplikacją  z gps zawiodło. Wujek Google nie uwzględnił polnych dróg w Iłży! Logika też okazała sie być nielogiczna. Na rozstaju trzech dróg kiedy zawiodły wszelkie podpowiedzi stanęliśmy bezradnie jak dzieci. A co dzieci robią, kiedy nie wiedzą co wybrać? Pozostała nam wyliczanka albo „marynarzyk”. Tego racja kto silniejszy. Jak się później okazało dziecięce zabawy też są nieskuteczne . Ale co tam! Kilka kilometrów kręcenia sie w kółko w pełnym słońcu, pośród pól malowanych makami ma swój urok (pod warunkiem, że się nie zapomni posmarować kremem z filtrami wszystkich odkrytych partii ciała, by nie nabrały koloru tych maków). I to są uroki podróżowania – trochę zaskoczenia,trochę niepewności, trochę główkowania.
Otuleni ze wszystkich stron wiatrem i słońcem w końcu wyjechaliśmy ku drogom cywilizacji. Stąd już bez problemu trafiliśmy na prosty jak linijka leśny trakt prowadzący do Ostrowca. Tutaj osłonięci od słońca szatą drzew, od czasu do czasu wprawiamy się w zadumę, zatrzymując się przy miejscach pamięci poległych w II wojnie światowej.
I tak opuszczając las dokręciliśmy z powrotem do Ostrowca.

Ostrowiec - Olechów - Grabowiec - Iłża - Koszary - Miłkowska Karczma - Ostrowiec Św.
Dystans: 79 km

No Comments

  • trk 15 czerwca 2015 at 21:32

    Pamiętam ten wspomniany przez Ciebie sentymentalny wyjazd, dobre „wejście” miałam na starcie?

    Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)