Jak zaplanować podróż PKP z rowerem?

Oto jest pytanie! Ja dotychczas nie znalazłam rozwiązania, które zapewniłoby podróż bez niespodzianek. Być może moje skromne doświadczenie nie nauczyło mnie właściwego zachowania, a raczej przewidywania tego, co może się wydarzyć, mając już nawet bilet w ręku. A jakie mam doświadczenia?
Moja pierwsza rowerowo-pociągowa przygoda miała miejsce rok temu, kiedy to po raz pierwszy wybraliśmy się na dłuższą wyprawę rowerową na Wybrzeże. Nie mieliśmy wówczas żadnego doświadczenia i pojęcia o przewożeniu rowerów pociągiem. Nasz plan zakładał przejechanie rowerem trasy Gdańsk-Świnoujście w 5 dni, a powrót dnia 6-tego ze Szczecina. Patrząc z perspektywy czasu, może kierunek wyprawy nie był najlepszy biorąc pod uwagę wiejące na wybrzeżu wiatry, ale opieraliśmy się na możliwości przejechania z Ostrowca nad morze tylko z 1 przesiadką w Skarżysku Kamiennej. A czemu Szczecin? Sama już tego nie wiem. Z racji tego, że nasz wypad był spontaniczny, to i nasz zakup biletów miał miejsce na kilka dni przed planowanym wyjazdem. Ale nie mogło być prosto od początku. W Ostrowcu nie ma stacji PKP, zatem i zakup biletu nie był możliwy. Należało w tym celu wybrać się do Kielc, gdyż jak się okazało, zakup biletu przez internet owszem, ale nie dla podróżujących z rowerem! Szperając w internecie w poszukiwaniu informacji na temat przewozu rowerów PKP, trochę się przeraziłam. Opisujący swoje doświadczenia podróżnicy, nie stawiali przewoźnika w dobrym świetle. Dowiedziałam się wówczas, że zaplanowanie podróży dla więcej niż 3 osób i ich rowerów jest niemożliwe, gdyż jak się okazuje, cały skład pociągu posiada aż trzy miejsca rowerowe!! Cóż tam, nie damy się zwieźć. Przecież nie może być tak źle. W końcu Polska idzie do przodu. Może opinie trochę zaprzeszłe. Może podróżnicy zbyt wymagający? Postanowiliśmy nie rezygnować z planów i na kilka dni przed wyjazdem wybraliśmy się do Kielc zakupić bilety na trasę Skarżysko-Kamienna – Gdańsk. Przy okienku kasowym byliśmy pełni optymizmu i pozytywnej energii. Nasze nastroje szybko jednak zostały zweryfikowane jednym słowem: „wyrezerwowane”. Próba doinformowania się o szansę zabrania się naszym pociągiem z rowerami mimo braku zakupionego biletu, nie powiodła się. O przełożeniu wyjazdu nie mogło być mowy z racji terminu naszych urlopów. Rozmowy z telefoniczną obsługą klienta także nie przyniosły żadnego rezultatu. Co zabawne, pracownik w kasie nie jest w stanie sprawdzić, do jakiego miasta na trasie miejsca rowerowe są „wyrezerwowane”. Równie dobrze mogło się okazać, że dopiero na odcinku Gdynia-Kołobrzeg. Ale tak czy siak, nikt biletu w kasie nabyć już nie mógł, choćby przejazd rowerowców się nie zazębiał na żadnej ze stacji. Zrezygnowani i totalnie wkurzeni, kiedy odpuściliśmy już cały ten wyjazd spadł nam z nieba Pan podróżnik. Co prawda bez roweru, ale za to (jak się później okazało) wielki pasjonata kolei. Słysząc nasze rozmowy przy okienku kasowym, włączył się w dyskusję i zalecił absolutnie nie rezygnować z planów. No bo : „co konduktor nie zabierze? Zabierze! Niechże Pani Alicja sprzeda im miejscówki, a na rower dokupią u konduktora!” I tak zostaliśmy przekonani przez zupełnie obcego nam człowieka, do podjęcia ryzyka i liczenia na miłego kierownika pociągu, który w ostateczności miał być decydentem o naszej dalszej podróży. Udało się! Nikt nas z pociągu nie wyrzucił, kierownik składu nie protestował i bez problemu dokupiliśmy u konduktora bilet na rowery, mimo że już dwa zajmowały swoje miejsca w składzie. Przez całą noc naszej podróży przewinęło się jeszcze kilka rowerów, mimo strasznie ciasnego i w praktyce nieprzystosowanego wagonu, gdzie wprowadzenie roweru z sakwami wymaga nie małej gimnastyki. Szczęśliwie dojechaliśmy do Gdańska. Nauczeni doświadczeniem, że nie warto czekać z zakupem biletów na rower na ostatnią chwilę, od razu postanowiliśmy „wyrezerwować” miejsca na drogę powrotną. Wszystko poszło jak po maśle. Bilety zakupione i w dodatku rowerowe miejsca też. Bez stresu o miejsce w pociągu w drodze powrotnej ruszyliśmy na naszą rowerową wyprawę wzdłuż wybrzeża. Do Świnoujścia dojechaliśmy o 1 dzień wcześniej, niż zakładał nasz plan. I tu rozpoczęliśmy następną konfrontację z PKP.

Przebukowanie biletu.

W Gdańsku wykupiliśmy bilety na trasę Szczecin-Warszawa. Z racji tego, że w  Świnoujściu byliśmy wcześniej, postanowiliśmy zmienić bilety na trasę Świnoujście-Warszawa. Sprawa wydawała się prosta, bo chodziło o ten sam pociąg, w tym samym terminie i czasie, jedynie chcieliśmy wsiąść nieco wcześniej tj. w Świnoujściu. I tu kolejne schody. Owszem zmianę taką zrobić można, właściwie to nie problem. Problem był jedynie taki, że w punkcie sprzedaży nikt nie mógł nas zapewnić, że jak cofniemy rezerwację (bo taka jest kolejność), to gdzieś, ktoś na innej stacji nie wykupi tych miejsc. A potem to już możemy jedynie liczyć na miłego kierownika pociągu. Postanowiliśmy nie ryzykować.  W końcu wracaliśmy do domu, mieliśmy obowiązki i żadnego dnia urlopu więcej. Pozostało nam udać się do Szczecina, a potem już ze spokojem i biletami w ręku (a raczej od tygodnia w sakwie) wsiąść właśnie w Szczecinie do pociągu TLK. Przewozy Regionalne okazały się bardziej przyjazne rowerzystom i na pewno wygodniejsze do przewozu objuczonego sakwami roweru. Bez problemu składem Regio dotarliśmy do Szczecina.

Ostateczne starcie

W Szczecinie, ze stoickim spokojem o dalszą podróż, zapakowaliśmy siebie i swoje rowery do pociągu. Wszystko było pięknie. W przedziale dla rowerzystów było nas troje – nasza dwójka i jeszcze jedna rowerzystka. Miło gawędziliśmy, opowiadali o swoich wyprawach i doświadczeniach. Po czym po raz kolejny doświadczyło nas PKP. Podczas sprawdzania biletów Pani konduktor uświadomiła nas, że brakuje nam biletów na rower! Nie bardzo rozumieliśmy co jest grane. Przecież w Gdańsku dopełniliśmy wszystkich formalności, by nasze rowery legalnie przewozić w pociągu. Przedłużyliśmy nawet naszą podróż, by nie było już żadnych niespodzianek. Zresztą, na bilecie widniał świadczący o legalności naszej podróży napis „z rowerem”. Jak się okazało informacja na bilecie o wykupionym przejeździe z rowerem to nie wszystko. Rower także potrzebuje biletu. I tak zostaliśmy ponownie zobligowani, do zakupu biletów na rowery!

Co czeka nas tym razem?

Przed nami kolejna wyprawa, którą rozpocząć jesteśmy zmuszeni także z przewoźnikiem PKP. Nauczeni doświadczeniem, po bilety na przejazd pociągiem udaliśmy się na dwa tygodnie wcześniej przed planowaną podróżą. PKP znowu wymusiło na nas nieco zmienić plany. Z racji już „wyrezerwowanych” miejscówek stoczyliśmy między sobą kolejny bój i słowną przepychankę co dalej. I może nie do wiary, ale nagle zauważyliśmy naszego 'anioła stróża’ sprzed roku, który nie pozwolił nam wtedy rezygnować z planów. Traktując to spotkani, jako dobrą wróżbę, zdecydowaliśmy przesunąć o 1 dzień naszą podróż, bez ostatecznej z niej rezygnacji. No dobra, nasze gapiostwo, można było przewidzieć, że rozpoczęcie sezonu wakacyjnego może przynieść taki skutek, zwłaszcza obierając kierunek Bałtyku. Ale czy naprawdę podróż PKP z rowerem trzeba zaklepać w terminie możliwie maksymalnym, czyli na 30 dni przed datą wyjazdu?  Może trochę absurdalne, ale jak widać wskazane. Ale niech tam, mała zmiana planów i bilety mamy już w ręku. Tym razem sprawdziliśmy dokładnie. Są dla nas i są dla rowerów.

Już za parę dni, wyruszamy na naszą kolejną wyprawę. Naszą rowerową przygodę tego lata, także chcemy rozpocząć w Gdańsku. Dalej ruszymy na wschód do trójstyku granic Polski-Rosji-Litwy, a potem na południe wzdłuż wschodniej granicy. Nie mamy celu. Jeśli zrobimy 1000 km będzie dobrze, jeśli uda się więcej, będzie bardzo dobrze. Grunt to poznawać świat i odpoczywać w najlepszy dla siebie sposób.
Pełni obaw o naszą kolejną przeprawę z PKP mamy jednak nadzieję, że zapowiada się dobra podróż. I że w Gdańsku przywita nas rzymski Posejdon, a nie inny facet z widłami 🙂

8 komentarzy

  • ajran 3 września 2015 at 23:44

    PKP nieprzyjazne rowerzystom !!!
    Obawy są uzasadnione, nigdy nie wiadomo czym PKP, a zwłaszcza Intercity zaskoczy. Zakup biletu, w tym odrębnego na rower jeszcze nie gwarantuje, że wygodnie i bezpiecznie dla Ciebie i innych pasażerów powiesisz rower na haku, bo takowe zlikwidowali. Na pociąg TLK Pojezierze z Gdyni do Białegostoku sprzedają zaledwie 4 bilety na rower, a co ma zrobić grupa 6 osobowa? Poradzono, aby odpowiednio złożyć rower i po zapakowaniu przewieźć jako bagaż nieodpłatnie !!! Paranoja. Przewiezienie tych 4 rowerów z biletami nie było łatwe, stały na korytarzu utrudniając przejście do toalety, wyjście i wejście do pociągu pasażerom. O wiązankach jakie puszczali nie wspomnę. Tak było w tym roku, w poprzednich latach jechał wagon przystosowany do przewozu rowerów z odpowiednimi hakami i nie było problemu.

    Reply
    • rowerowykraj 6 września 2015 at 10:00

      Niestety tak to wygląda. PKP zawsze czymś zaskoczy, niekoniecznie miło. W tym roku też mieliśmy wagon rowerowy widmo, mimo że takowy miał być!

      Reply
  • matuzalem 5 marca 2016 at 20:04

    Ja przedstawie swój sposób na podróz rowerem.Podróżuję w pojedynkę co jest pewnym minusem,szczególnie przy przesiadkach i załądunkach.Gdy nie
    moge kupic biletu na rower,posiadając dwie sakwy i namiot,kuipuję bilet
    na nadbagaż.Posiadam ze sobą plandeke,więc demintuję koło przednie,
    jeden pedał,przestawiam kierownicę,owijam to wszystko w plandekę,spinaM
    espanderami i jadę.Minus to przesiadki ale jak się dojdzie do wprawy i to można znieśc.

    Reply
    • rowerowy kRaj 6 marca 2016 at 21:48

      Jest to jakiś pomysł 🙂 Może kiedyś wdrożę 🙂 Choć PKP pewnie i w tym przypadku może czymś zaskoczyć 😉 Dzięki za komentarz i inspirację dla innych

      Reply
  • Sandi 24 maja 2016 at 22:37

    W zeszłym roku podczas rowerowej podróży wzdłuż polskiego wybrzeża miałam podobne przeboje z PKP tyle, że relacji Gdynia – Kraków. No cóż w tym temacie chyba nie prędko coś się zmieni. Szkoda tylko, że będąc na urlopie człowiek musi się denerwować zamiast relaksować 🙂

    Reply
    • rowerowy kRaj 24 maja 2016 at 23:00

      Podróżowanie z PKP jest gorsze niż thriller. Trzyma w napięciu do końca trwania podróży 😀

      Reply
  • Felicity 19 października 2016 at 02:38

    A ja ostatnio miałam wolnego tydzień w ostatniej chwili podjęłam decyzję: a pojadę powdychać jod w Niemczech trochę i w Polsce. Wpadłam w ostatniej chwili na dworzec pociąg miał być o 0:40. Pani mówi, że może roweru nie wezmą…Wzięli! Rozłożyłam śpiworek między rowerami i chciałam spać…Jak jechałam do Suwałk, żeby śmigać po Litwie (a przejechało mi się i Łotwę i Estonię tak przy okazji..) to był taki królewski wagon na sto rowerów aż ciężko mi było uwierzyć, bo jak kiedyś jechałam z Warszawy po przejeżdżce z Krakowa to miejsce na rowery to był zwykły przedział…Może wiedzieli, że mój rower właśnie przejechał na raz 360 km ze mną na grzbiecie i chce spać…Nie wiem…Ale dziwne to było….Chyba najbardziej absurdalne…I różne takie, ale mój sposób to…nieplanowanie…Jakoś tak zawsze na przypał (ale wtedy z Wawy nie było miejsca we wcześniejszym, a ja byłam troszkę śpiąca już po tej nieprzespanej nocy,bo jechałam całą i do tego kawałek dnia…).

    Reply
    • rowerowy kRaj 20 października 2016 at 20:27

      Nieplanowane zwykle najlepiej wychodzi 🙂

      Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)