Jak zacząć przygodę z rowerem, by pokochać turystykę rowerową

Rower. Większości z nas towarzyszący od dzieciństwa. Najpierw rowerek i cztery kółka, potem rowerek, dwa kółka i kijek wytrwale dzierżony przez któregoś z rodziców, aż w końcu jest! Równowaga, rower i tylko dwa kółka! Sztuka jazdy na rowerze opanowana! Droga do tej sztuki usłana upadkami, obdartymi łokciami i kolanami. Ale co tam upadki, krew, siniaki i strupy. W końcu trzeba odciąć się od tego sztywnego ustrojstwa za naszymi plecami będącym przedłużeniem ręki rodzica. A gdy się już uwolnimy a równowaga będzie naturalna jak chodzenie, to stawiamy sobie za cel opanowanie innych wirtuozerii. Czas opanować jazdę bez trzymanki, jazdę tyłem, i różne inne rowerowe wariacje.  Lata lecą, rower z którego wyrośliśmy rzucamy w kąt. Oczekujemy komunii świętej. Tyle, że dla nas ta świętość nie ma znaczenia. Znaczenie ma fakt, że zapewne na komunię dostaniemy  jakiś wyczesany rower! Ja nie dostałam 🙁 Kiedy koleżanki i koledzy jeździli na odjazdowych komunijnych Jubilatach, ja czekałam z niecierpliwością na moją rowerową sztukę. W końcu się doczekałam. Przyjechał z wielkiego świata! Ale nie, nie z Ameryki. Made in Union of Soviet Socialist Republics czyli Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich. Ciężka, toporna radziecka produkcja. Trochę wysiłku trzeba było włożyć nagniatając na pedały. Przeminął i jego czas. Przyszedł czas „górali”. Prosta kierownica, przerzutki, szerokie opony. To było marzenie!
Kiedy marzenie się spełniło, minęła i euforia. Rower lądował w garażu na coraz dłuższe przestoje. Lata mijały, dziecinne zabawy się skończyły, szkolni znajomi odeszli w swoje strony, przyszły obowiązki. Rower został już tylko praktycznym narzędziem, by czasem wyskoczyć do sklepu, sporadycznie na zwykłą przejażdżkę. Aż w końcu, w całkiem dorosłym życiu przyszedł przełom. Rok 2013. Pierwsze wycieczki, pierwsze weekendowe wypady, pierwsze wojaże. Tak się to wszystko zaczęło. Dzisiaj rower to mój sposób na spędzanie wolnego czasu. To czas relaksu, czas przyjemności, czas oderwania się od codzienności. To moja pasja.

Jak zacząć przygodę z rowerem, by się do roweru nie zrazić i nie porzucić go przedwcześnie? Jak pokochać rower i turystykę rowerową?

Swoją przygodę z rowerem w dorosłym życiu rozpocznij podobnie jak w dzieciństwie. Sukcesywnie i powoli. Tak jak cztery kółka zamieniłeś na dwa, tak krótkie wycieczki zamieniaj na dłuższe, aż w końcu przyjdzie czas na dwudniowy wypad. A gdy to Cię wciągnie będziesz chciał więcej. Jak kiedyś utrzymanie równowagi i zwykła jazda przestały Ci wystarczać i próbowałeś jazdy bez trzymanki albo jazdy tyłem, tak teraz weekend będzie dla Ciebie za krótki. Przyjdą „długie” weekendy, kilkudniowe urlopy i kto wie co jeszcze…
Ale hola, hola! Nie od razu Rzym zbudowano!
Nie chcesz mieć zakwasów, bolącego tyłka, nieprzyjemnych wrażeń? Możesz zacząć po swojemu, a możesz zacząć jak ja. Ta, co w dorosłym życiu pokochała rower 🙂

Zasad kilka na rowerowe początki:

1. Małymi kroczkami (kółkami)
Rowerowe wycieczki najlepiej wprowadzać w życie stopniowo. Zacząć od kilkukilometrowych przejażdżek, potem sukcesywnie zwiększać dystans (nie zalecam codziennie, a najwyżej kilka razy w tygodniu). I tak przez kilka tygodni. Z kilku kilometrów zrób kilkanaście, z kilkunastu kilkadziesiąt. Przyzwyczajaj tyłek i nogi.

2. Bez przesady!
Nie szalejcie, nie zapędzajcie się, nie rywalizujcie!
Nie można sobie powiedzieć, jutro wykręcę 70 km, kiedy dotychczas taką liczbę zrobiliśmy w ciągu kilku lat ( czy nawet miesięcy). To może zabić Wasze przyjazne nastawienie do roweru i sprawić, że nigdy więcej na niego nie wsiądziecie.
Pamiętam moje pierwsze 70 km zrobione w ciągu jednego dnia. To było zabójstwo. Kiedy po 50 km wjechałam na leśny dukt, przed płaczem powstrzymała mnie tylko obecność obcych osobników płci męskiej. Mój tyłek nie był już w stanie usiąść na rowerowym siodełku, a nogi nie miały już siły naciskać na pedała. Ostatnie 10 km szłam pieszo. Rower na długo wylądował w garażu 🙁
Podobnie miały hardcorowe dziewczyny, którym rowerowa wycieczka dała mocno w kość! Na szczęście nie znienawidziły roweru 🙂

3. Najpierw weekend
Kiedy już uznacie (pokryte praktyką), że jesteście w stanie w ciągu jednego dnia przejechać kilkadziesiąt kilometrów, a drugiego dnia zrobić tyle samo, możecie śmiało ruszać na pierwszy weekendowy wypad 🙂
Dobrze wówczas wybrać okolicę, z której w razie 'W’ będziecie mieć szansę wrócić innym środkiem lokomocji lub liczyć na kogoś z samochodem.
Mój pierwszy weekend liczył jakieś 75 km jednego dnia. Obawy były do końca, czy dam radę wrócić dnia następnego. Pozostawiliśmy sobie jednak furtkę i w pogotowiu był kierowca z samochodem. Z dyżuru został zwolniony, gdy po noclegu okazało się, że tyłek i nogi nadal są w świetnej formie 🙂

4. Przy dobrej pogodzie
Tak właśnie. Myślę, że na początku aura ma duże znaczenie. Niczym nie zachwiane poczucie komfortu cieplnego, dużo słońca i wiosenno-letnie krajobrazy, pozwalają cieszyć się tym co dookoła. To z kolei napędza nas na kolejne wojaże. Wiatry, deszcze i chłód nie nastrajają optymistycznie. Zamiast cieszyć się z jazdy, myślimy tylko o ciepłym łóżku i nie mamy ochoty na więcej. Dlatego przestudiuj kilka pogodowych prognoz, zanim wyruszysz pierwszy raz w drogę.

5. Zaplanowaną trasą
O ile doza nieznanego jest podniecająca, lepiej pozostawić tą przyjemność dla bardziej doświadczonych rowerowych turystów. Na swój pierwszy rowerowy trip lepiej zaplanuj trasę. Pomoże Ci w tym mapa (najlepiej topograficzna), informacje z opisem szlaku (jeśli wybrałeś oficjalny szlak) czy portale z podglądem terenu. Warto zwrócić uwagę na ukształtowanie terenu, albo po prostu udać się w trasę, którą znasz. Mapę zawsze trzeba mieć ze sobą (albo przynajmniej telefon z jakąś aplikacją).

6. Za dnia
Po kilkutygodniowych przedbiegach powinieneś wiedzieć już, ile czasu zajmuje przejechanie ci określonego kilometrażu. Planując trasę, dodaj ok. 2 godzin zapasu. Nigdy nie wiadomo, co może się przydarzyć w drodze, a na miejsce noclegu lepiej dotrzeć za dnia. Szukanie miejsca na nocleg po ciemnicy może nas zdegustować.

7. Sprawny rower
W trasie może przydarzyć się wszystko, nawet jeśli nasz rower zszedł dopiero z linii produkcyjnej (a może przede wszystkim wtedy). Dlatego swoją nową sztukę najpierw przetestuj na okolicznych szlakach, a sprawdzony rower przygotuj do dłuższej wycieczki:
– sprawdź ciśnienie w ogumieniu
– nasmaruj łańcuch i wszystkie rowerowe linki
– sprawdź hamulce (w razie konieczności wymień klocki)
– sprawdź działanie przerzutek (w razie konieczności wyreguluj)
– zadbaj o sprawne oświetlenie
Kiedy sam nie jesteś w stanie podołać tym czynnościom, zawsze rower można zaprowadzić do serwisu.

Masz już za sobą kilkanaście rowerowych wycieczek i pierwszy rowerowy weekend? Czas zatem zaplanować dłuższy kilkudniowy wypad! Choć poczekaj może z tym do wiosny 😉 A potem ruszaj ku przygodzie! A zapewniam Cię, że kilka dni spędzonych w trasie na dwóch kółkach zmotywuje Cię do kolejnych kilkunastu. Kilkadziesiąt kilometrów będzie rowerową normą, a 'setka’ nie będzie niczym nadzwyczajnym.
Ale w rezultacie nie chodzi wcale o ilość dni i przejechanych kilometrów! Rower daje wolność, możliwość delektowania się tym, co spotkamy na rowerowym szlaku!
Turystyka rowerowa to przyjemność z jazdy samej w sobie! 

Miłego rowerowania!

Basia

5 komentarzy

  • tomzoo 16 stycznia 2016 at 09:35

    Hej Basiu, przeczytałem z wielką ciekawością. Jak ta inicjacja odbywa się teraz. 🙂
    I z sentymentem przypomniałem sobie moje początki. Powiem tak. Z jednej strony zazdroszczę tego ogromu informacji w internecie i na papierze o terenie, trasach, atrakcjach, oczywistej natychmiastowej łączności z bliskimi, pomocy w trasie lub asekuracji. Możliwości zaplanowania i przeanalizowania detali wycieczki krok po kroku, zakręt po zakręcie itd…
    I jednocześnie nie zazdroszczę! Dużo bardziej nie zazdroszczę niż zazdroszczę, że gdy dwadzieścia kilka lat temu rozpoczynałem moją przygodę z rowerem, praktycznie nic z obecnych udogodnień nie było. 😉 Fajnie było odkrywać wszystko samemu tylko przy pomocy kompasu, gołej sztabówki i wielkiej ciekawości poznania okolicy, z czasem coraz dalszej. 😉
    Oczywiście nie neguję i korzystam z wszystkich obecnych udogodnień technicznych i informacyjnych, jednak staram się ich nie używać z przesadą i polecam to innym. Aby podczas wycieczki jak najwięcej nas zachwyciło i zaskoczyło. 😉

    Reply
    • rowerowy kRaj 16 stycznia 2016 at 17:46

      Zgadzam się z Tobą, że w rowerowych podróżach najlepszy smaczek ma zaskoczenie, odkrywanie nieznanego. Tym wpisem pokazałam jak zaczęła się moja przygoda z rowerem, a jej etapy spowodowały, że turystyka rowerowa stała się moją pasją. Nie traktuję tego, jako jedynej słusznej drogi. A udogodnienia? Mapa dla mnie zawsze jest konieczna. Zarówno w trasie rowerowej, jak i samochodowej ? Bez reszty można się obejść ?

      Reply
  • agulec 19 stycznia 2016 at 19:42

    Świetny poradnik! Rower to jest to, teraz tylko czekać na sezon:)

    Reply
    • rowerowy kRaj 19 stycznia 2016 at 20:02

      Dzięki. To takie moje przemyślenia z doświadczenia. Na mnie podziałała taka właśnie taktyka 😉

      Reply
  • Szczawnica 5 marca 2016 at 11:36

    Na początku ważne jest aby wybierać trasy łatwiejsze i bardziej atrakcyjne, tak aby nie zniechęcic przyszłego rowerzysty.

    Reply

Nasunęła Ci się jakaś myśl? Podziel się nią tutaj :)